Doktojrim – żydowscy lekarze z Lublina
W ostatnich tygodniach przez media przetoczyła się fala bulwersujących doniesień o piętnowaniu lekarzy i medyków jako roznosicieli zarazy. W domenie lęków pracownicy ochrony zdrowia zajęli miejsce Żydów, wobec których, przy okazji niemal każdej plagi, wysuwano w przeszłości oskarżenia tego rodzaju. Z drugiej strony kilka dni temu światowe media obiegła wiadomość, że hotel Ilan w dawnym gmachu jesziwy jako jedyny w Lublinie dołączył do ogólnopolskiej akcji (brawo!), dzięki czemu bezpłatny nocleg znajdzie tam nawet 60 medyków walczących z koronawirusem. Przy tej okazji przedstawiam wybrane sylwetki zasłużonych żydowskich lekarzy z Lublina, którzy poświęcili się walce o zdrowie mieszkańców naszego miasta.
Pracownicy i pracownice szpitala żydowskiego w Lublinie przy Lubartowskiej (obecnie przychodnia ginekologiczno-położnicza szpitala Jana Bożego), wśród nich dr Nison Płotkin (pod strzałką), zbiory Jad Waszem. Doktojrim – jid. lekarze (l. p. der dokter/ doktor).
Jedne z najwcześniejszych doniesień o żydowskich lekarzach z Lublina dotyczą Szlomy Lurii (zm. 30 lipca 1628 r. w Lublinie), prawdopodobnie prawnuka sławnego Szlomy ben Jechiela Lurii zwanego Maharszalem, któremu swoje imię zawdzięczała Wielka Synagoga na Podzamczu. Andrzej Trzciński pisze: „[Luria jest] wielokrotnie wzmiankowany w księgach grodzkich lubelskich jako Salomon Doktor bądź Salomon Loria, doktor medycyny i senior gminy lubelskiej, a także w księgach wójtowsko‑ławniczych, np. w 1601 r. jako »Salomon, med. doctor Judaeus senior de subcastro Lublinensi«, a w 1624 r. jako »Loria Salomon, judaeus, phisicus et med. d‑r«. (…) Na jego grobie na starym cmentarzu żydowskim w Lublinie postawiono wykwintną, obficie zdobioną stelę z chęcińskiego marmuru, na której zachowały się fragmenty inskrypcji, m.in.: »znany w bramach, wybitny w swym pokoleniu, w kręgu gminy i prawych. Tron jego umieszczony między wielkimi i książętami. Uwieńczony koronami. Lekarz specjalista od dusz i ciał«” (Sylwetki Żydów lubelskich. Leksykon, Lublin 2019).
W tej samej epoce żył i działał w Lublinie pochodzący prawdopodobnie z Portugalii Mosze ben Elija Montalto (zm. 18 maja 1637 r. w Lublinie), syn Eliji (Filipa), nadwornego lekarza Ludwika XIII i wykładowcy medycyny, medyk wielu europejskich dworów, a następnie lekarz gminy żydowskiej w Lublinie. Montalto wywodził się z rodziny marranów, nowych chrześcijan zmuszonych przez Inkwizycję do porzucenia judaizmu, która jednak powróciła do wiary przodków po ucieczce z półwyspu Iberyjskiego. Do Lublina Montalto przeniósł się prawdopodobnie po śmierci ojca w 1616 roku, w Lublinie także zmarł, jego nagrobek jednak nie zachował się do naszych czasów i znany jest jedynie z fotografii.
Lublin doczekał się także innych żydowskich rodów lekarskich, wśród których do najbardziej znanych należą zapewne Arctowie. Ich protoplasta, Mojżesz (Michał) Arct urodził się w 1783 roku w Zamościu, tytuł magistra chirurgii i akuszerii uzyskał w Cesarskiej Królewskiej Akademii Medycznej we Lwowie, po czym osiadł i praktykował w Kazimierzu. Następnie, w 1815 roku, wraz z rodziną przeniósł się do Lublina, gdzie pracował w szpitalu żydowskim (starym przy ulicy Siennej), a już dziesięć lat później „został mianowany chirurgiem miasta Lublina (do 1838 r.) i ordynatorem szpitala przy tutejszym więzieniu, a także szpitala Braci Miłosierdzia”. Jak zauważa Agata Rybińska: „Z oddaniem opiekował się chorymi na cholerę, miał też udział w założeniu kasy emerytalnej w Lublinie. (…) 10 kwietnia 1856 r., w wieku 73 lat, Mojżesz Arct przyjął chrzest w kościele ewangelicko‑reformowanym w Warszawie. Wówczas zmienił imię na Michał. Zmarł rok później i został pochowany w Warszawie na cmentarzu ewangelicko‑reformowanym przy ul. Żytniej” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Na jego nagrobku umieszczono inskrypcję: „lekarz z Lublina”.
W ślady ojca poszedł również Franciszek Arct (ur. w 1810 r. w Kazimierzu Dolnym, zm. w 1852 r. w Lublinie), o którym tak pisze Rybińska: „Od 1829 r. studiował na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego, a od 1832 r. w Wilnie (w Królestwie Polskim po upadku powstania listopadowego władze rosyjskie, w ramach represji, zlikwidowały szkolnictwo wyższe). W 1839 r. uzyskał tytuł „lekarza kl. II. Pracował we Włocławku, a od 1842 r. w Lublinie (prywatna praktyka lekarska). 28 lipca 1849 r. został nominowany na lekarza w szpitalu starozakonnych (żydowskim) w Lublinie” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Franciszek Arct i jego żona Anna zmarli w Lublinie w 1852 roku podczas epidemii cholery, oboje zostali pochowani na nowym cmentarzu żydowskim.
Podobną zasymilowaną rodziną żydowską z Lublina byli Arnsztajnowie – ród, który wydał aż za wiele wybitnych postaci zasłużonych w szeregu dziedzin życia społecznego i polskości. Dwudziestego czwartego grudnia 1855 roku w Lublinie urodził się Mordko (Marek) Arnsztajn, przyszły ginekolog, działacz społeczny i polityczny, mąż Franciszki (Chany Frymety) Arnsztajnowej, uznanej poetki, bliskiej przyjaciółki Józefa Czechowicza oraz siostry znanego na cały świat filozofa nauki i chemika Emila Meyersona. Jak pisze Sławomir Jacek Żurek: „W roku 1876 Marek Arnsztajn po zdaniu matury w Lublinie rozpoczął studia medyczne na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim (stopień doktora uzyskał w 1883 r.), po czym przez rok (na przełomie lat 1883/1884) w Wiedniu, Berlinie i Paryżu odbywał praktykę uzupełniającą. Od roku 1884 r. mieszkał na stałe w Lublinie, gdzie początkowo pracował w szpitalu św. Jana Bożego przy ul. Bonifraterskiej 5 oraz szpitalu żydowskim przy ul. Lubartowskiej 81, a następnie poświęcił się prywatnej praktyce lekarskiej, w ramach której prowadził ożywioną działalność charytatywną na rzecz ubogiej ludności miasta – żydowskiej, choć nie tylko. (…) Marek Arnsztajn zmarł po długiej i ciężkiej chorobie w Warszawie. Został pochowany 28 kwietnia 1930 r. na nowym cmentarzu żydowskim w Lublinie. Jego pogrzeb stał się wielką polsko‑żydowską manifestacją patriotyczną, a w tłumie uczestników znaleźli się przedstawiciele różnych wyznań”. (Sylwetki Żydów lubelskich…).
Zaledwie trzy lata później przedwcześnie zmarł syn Arnsztajnów, Jan Karol Arnsztajn (ur. 6 czerwca 1897 r. w Lublinie, zm. 31 stycznia 1934 r. w Warszawie), podobnie jak ojciec – lekarz i działacz niepodległościowy, w ślad za matką – literat, a ponadto zapalony tenisista i współzałożyciel Lublinianki. Arnsztajn, jak pisze Żurek, „był dwukrotnie żonaty. Jego pierwsza żona, studentka medycyny Janina Kon (1898–1924) wskutek zakażenia w czasie zajęć w prosektorium zmarła niedługo po urodzeniu córki Janiny (1923–2010) – po mężu Titkow”. Drugą żoną Arnsztajna była aktorka Janina Makarczyk, która kilka miesięcy po pogrzebie męża zastrzeliła się na jego grobie, „co odbiło się szerokim echem w kręgach polskiej inteligencji, uznane za przykład tragicznej miłości porównywanej do tej z kart Romea i Julii Szekspira” (Sylwetki Żydów lubelskich. Leksykon…).
Niespokrewnionymi, ale noszącymi to samo nazwisko byli również lekarze Tadeusz Józef Wieniawski (ur. 17 grudnia 1819 r. w Lublinie, zm. 1887 r. w Warszawie, przyrodni brat wybitnego kompozytora Henryka Wieniawskiego) oraz Tadeusz Mikołaj, czy też, Tobiasz Napoleon Wieniawski (ur. 11 marca 1798 r. w Wieniawie, zm. 4 czerwca 1884 r. w Warszawie), właściwie Wolf Helman, chirurg i uczestnik powstania listopadowego.
Podobnie jak Arnsztajnowie, wielu lubelskich lekarzy bez reszty poświęcało się działalności społecznej. Bodaj najwybitniejszym społecznikiem wśród lubelskich lekarzy żydowskich był Szloma Herszenhorn (ur. 23 maja 1888 r. w Lublinie, zm. 2 stycznia 1953 r. w Melbourne), syn zasłużonej drukarki Nechamy Herszenhornowej, dermatolog, przed wojną jeden z przywódców Bundu, a tuż po wojnie w zasadzie jednoosobowa instytucja i prawdziwy trybun spraw żydowskich, o którego zasługach można by mówić w nieskończoność. Kiedy w 2017 roku pisałem o jednej z najpiękniejszych inicjatyw w przedwojennym Lublinie – półkoloniach Towarzystwa Ochrony Zdrowia Ludności Żydowskiej dla biednych dzieci – w ten sposób wspominałem o Herszenhornie: „»Motorem tej pięknej akcji był wspaniały lekarz bundowski dr Herszenhorn – pisał Michał (Mendel) Wajsman w artykule Mój lubelski „Bund” – Ten prawdziwy lekarz ludowy dokonywał cudów, by kolonie te tworzyć i osobiście codziennie je odwiedzał. Ile to wszystko kosztowało energii i siły? Dr Herszenhorn sam sprawdzał, badał i leczył dzieci. I to wszystko bezinteresownie, bez żadnej płacy – odwrotnie, często dopłacał. Gdzie, w jakim kraju, w jakiej partii znajdziemy obecnie takich lekarzy?«”. Tak z kolei Herszenhorna opisywała Cypora Borensztajn: „Pamiętam jednego lekarza, on należał do Bundu, Szlomo Herszenhorn. On zajmował się półkolonią. Dzieci dostawały bułeczkę i kakao, i mleko, i obiad. Opowiadają, że to wszystko on urządzał. Że on zaglądał do kuchni, żeby te, które zajmują się gotowaniem… żeby nie ukradli, że to wszystko dla dzieci. On ważył każde dziecko przed kolonią i po kolonii, ile nabyło. To był nadzwyczajny człowiek” (relacja Cypory Borensztajn, OBGTNN, 19.12.2006). Na nagrobku Herszenhorna w Melbourne wyryto następującą inskrypcję: „Oddany przywódca żydowskich mas ludowych w Lublinie, którym służył całym sercem i duszą. Długoletni aktywista Bundu w Polsce, wzór żydowskiego socjalisty. Społeczny idealizm i umiłowanie prostych ludzi były treścią jego życia”.
Lekarzem i działaczem społecznym był także Gerszon Lewin (ur. 12 stycznia 1866 r. w Lublinie, zm. 24 października 1939 r. w Warszawie), ftyzjatra (pulmonolog), lekarz wojskowy (major Wojska Polskiego), a także poczytny jidyszowy literat, autor m.in. dzieła Dos buch fun majn leben. Frihlings‑johren in Lublin (jid. Księga mojego życia. Młodzieńcze lata w Lublinie). Po ojcu, śpiewaku synagogalnym, Lewin odziedziczył duży talent muzyczny, postanowił jednak poświęcić się medycynie, w 1894 roku uzyskując dyplom lekarza Uniwersytetu Warszawskiego. Adam Kopciowski pisze: „Z czasem wyspecjalizował się w leczeniu gruźlicy, zostając znanym ftyzjatrą. Położył także duże zasługi w zakresie profilaktyki tej choroby, zwłaszcza wśród ludności żydowskiej. W 1908 r. był jednym z założycieli Żydowskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego »Brijus«, w 1934 r. zaś zasiadał w komisji organizacyjnej Międzynarodowego Kongresu Przeciwgruźliczego w Warszawie. (…) W kwietniu 1915 r. został przewodniczącym warszawskiego oddziału TOZ, którego centrala znajdowała się wówczas w Piotrogrodzie, a w 1921 r. współzałożył samodzielne TOZ w Polsce oraz objął stanowisko prezesa Rady Centralnej, które sprawował przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego, aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Pełnił ponadto wiele odpowiedzialnych funkcji w stowarzyszeniach lekarskich i ochrony zdrowia. Od 1924 r. był członkiem Centralnego Zarządu Towarzystwa Lekarskiej Pomocy Ubogim, utrzymującego bractwa charytatywne Linas ha‑Cedek, zapewniające pomoc osobom chorym i starym” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Ponadto Lewin stale publikował w czasopismach medycznych i sam redagował hebrajskojęzyczne czasopismo dotyczące medycyny, wydał kilka książek poświęconych walce z gruźlicą i szeroko pojętemu zdrowiu, a także wspomnienia z przeżyć podczas wojny rosyjsko-japońskiej i I wojny światowej oraz dał się poznać jako sprawny reportażysta. Zmarł wkrótce po zajęciu przez Niemców Warszawy, jego syn Gabriel natomiast zginął we wrześniu 1944 roku w walkach z Niemcami na ulicach stolicy.
Bez wątpienia do kategorii lekarzy-działaczy społecznych należał także internista Jakub Cynberg (ur. 6 maja 1864 r. w Wilnie, zm. 27 czerwca 1939 r. w Lublinie), członek Lubelskiego Towarzystwa Medycznego, od 1898 roku pracownik szpitala żydowskiego przy Lubartowskiej i jego wieloletni dyrektor. W ciągu swojej długiej kariery zawsze angażował się w sprawy najuboższych i przez to najbardziej narażonych na choroby, pracował na rzecz dzieci żydowskich, zasiadał w Radzie Miejskiej oraz poświęcał się współpracy polsko-żydowskiej (zawiedziony jednak niepowodzeniami w tej dziedzinie przesunął się na pozycje syjonistyczne). Jak pisze Monika Szabłowska-Zaręba: „Jakub Cynberg zmarł po długiej chorobie. Opis ceremonii pogrzebowej zamieściła lubelska gazeta »Lubliner Tugblat«, informując m.in., że uczestniczyli w niej najwybitniejsi członkowie lubelskiej elity żydowskiej, a trumnę z ciałem zmarłego koledzy z pracy nieśli od jego miejsca zamieszkania do nowego cmentarza żydowskiego (trasą długości około trzech kilometrów), po drodze zatrzymując się na placu przed szpitalem żydowskim” (Sylwetki Żydów lubelskich…).
Jednym z założycieli „Lubliner Tugblat” i wybitnym publicystą żydowskim był pochodzący z Bielska Podlaskiego Szaul Icchok Stupnicki, którego żona, Gnesa Stupnicka zd. Krasnopiórek (ur. w 1884 r., zm. w styczniu 1928 r.), była z wykształcenia lekarką stomatolożką i pracownicą ambulatorium Towarzystwa Pielęgnowania Chorych „Bikur Cholim” (hebr. odwiedzanie chorych). Właśnie jej Stupnicki zadedykował swoją książkę Borech Sponoza: zajn filozofje, bibel-kritik, sztatslehre un zajn bedajtung in der entwiklung fun mentszlichen denken (jid. Baruch Spinoza: jego filozofia, krytyka biblijna, teoria polityczna i jego znaczenie dla rozwoju myśli ludzkiej, Warszawa 1916), pierwszą rozprawę w jidysz na temat Spinozy.
Co się zaś tyczy szpitala przy Lubartowskiej, był on prawdziwą „wylęgarnią” wspaniałych lekarzy i medyków, którzy pielęgnowali w sobie bakcyla wrażliwości społecznej. Jednym z nich był Mojżesz Zajdenman (ur. 9 lipca 1869 r., zm. 16 czerwca 1930 r. w Lublinie), okulista, absolwent Akademii Wojskowo-Medycznej w Petersburgu, od 1915 roku naczelny lekarz lubelskiego szpitala Czerwonego Krzyża. Ponadto Zajdenman zapisał się jako jeden z założycieli dzisiejszej Biblioteki Wojewódzkiej im. Łopacińskiego oraz szeregu towarzystw i instytucji pomagających ubogim, a także radny miejski w latach 1916-1918. O Zajdenmanie tak pisze Szabłowska-Zaręba: „Dzień po jego śmierci Marek Alten w »Lubliner Tugblat« opublikował artykuł przywołujący m.in. ostatnie dni zmarłego: »miał paszport i dokładnie we wtorek planował wyjechać za granicę. W niedzielę w nocy poczuł się źle, chorował na serce, domownicy więc posłali po dr. Tenenbauma, który mieszkał w sąsiedztwie. Tenenbaum szybko przyszedł i zatelefonował po dr. Mandelbauma, ale było za późno – zmarł w nocy z niedzieli na poniedziałek o czwartej rano«. Mojżesz Zajdenman został pochowany przy głównej alei nowego cmentarza żydowskiego w Lublinie” (Sylwetki Żydów lubelskich…).
O pediatrze Herszu Tenenbaumie (ur. w 1873 r. w Lublinie, zm. w 1942 r. w Warszawie) swoje wspomnienie zanotował cytowany wcześniej Michał Wajsman. „Nigdy o nim nie zapomnę – pisał w 2002 roku na łamach »Kol Lublin« – Doktor Tenenbaum należał do ludzi nieco innego formatu niż Herszenhorn i nie angażował się w życie społeczno-polityczne. Był on jednak także prawdziwym lekarzem ludowym o wielkim żydowskim sercu. Do każdego chorego dziecka przyjeżdżał dorożką, zawsze z tym samym dorożkarzem Polakiem, który znał nas wszystkich i rozmawiał z nami po żydowsku. Wmawiał nam zresztą, że nawet jego koń rozumie jidysz… Doktor Tenenbaum nie budził w nas lęku. Rozmawiał z nami soczystym językiem żydowskiej ulicy, pamiętał wszystkie nasze imiona i zawsze się uśmiechał, nawet wtedy, kiedy naprawdę nie było do śmiechu… Osłuchiwał nas, sprawdzał puls i zaglądał do gardła – tylko wtedy trochę się baliśmy. Wydaje mi się, że zawsze wypisywał taką samą i zawsze najtańszą receptę, która o dziwo za każdym razem pomagała. Pamiętam, że mówiło się, że Tenenbaum był niegdyś lekarzem wojskowym i służył w carskiej armii. Kiedy byłem dzieckiem, wyglądał w moich oczach na bardzo starego, a w rzeczywistości miał może z 50 lat”. Kiedy podczas niemieckiej okupacji lekarzy żydowskich zmuszono do noszenia opasek z gwiazdami Dawida, Tennebaum miał powiedzieć: „Nie popadajcie w smutek. Jesteśmy takimi samymi Żydami, jak kiedyś”. Zimą 1942 roku popełnił samobójstwo w getcie warszawskim.
Z kolei doktora Hersza Mandelbauma (ur. 29 czerwca 1882 r. w Wieniawie, zm. 30 czerwca 1944 r. w Budapeszcie) nie powinno się w zasadzie nikomu przedstawiać. Mandelbaum był absolwentem wydziału medycznego Uniwersytetu we Wrocławiu, specjalistą od chorób wewnętrznych i neurologii, prezesem TOZu i działaczem szeregu towarzystw dobroczynnych oraz ostatnim przedwojennym dyrektorem szpitala żydowskiego przy Lubartowskiej, w którym sprawdził się jako bardzo sprawny organizator, potrafiący zdobywać znaczne środki finansowe na funkcjonowanie i rozbudowę placówki. Kopciowski pisze o nim: „Jako dyrektor szpitala Mandelbaum dbał także o doskonalenie zawodowe podległego mu personelu medycznego, organizując w ostatnich latach przed wybuchem drugiej wojny światowej cotygodniowe sympozja naukowe, podczas których lekarze z Lublina i województwa lubelskiego wygłaszali referaty oraz omawiali rzadkie przypadki medyczne. Sam w połowie lat 30. pogłębiał wiedzę z zakresu neurologii, wyjeżdżając do klinik, m.in. w Wiedniu i Zurichu. W kwietniu 1937 r. Mandelbaum wszedł jako zastępca sekretarza do zarządu Związku Lekarzy Państwa Polskiego” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Mandelbauma tak wspominała jedna z jego dawnych pacjentek: „Był to człowiek o głowie otwartej i gołębim sercu. Bystry obserwator, miał zaufanie do człowieka, z tolerancją i wyrozumiałością odnosząc się do jego słabostek. Łagodny i głęboko ludzki, kochał swój zawód i stosunek jego do chorych był nadzwyczaj życzliwy i przyjacielski, zawsze miał czas, zawsze szedł z pomocą, względy materialne nie grały u niego roli, kochał człowieka w jego słabości i cierpieniu. Sam będąc nerwowym, względem chorych wyrobił sobie postawę pełną powagi, spokoju i opanowania” (K. Gawarecka, Wspomnienia o dr H. Mandelbaumie, „Życie Lubelskie” nr 213, 4 VIII 1948, cyt. za: Sylwetki Żydów lubelskich…).
Córką Mandelbauma i jego żony Frajdy była Krystyna Modrzewska (ur. 14 września 1919 r. w Warszawie, zm. 27 sierpnia 2008 r. w Uppsali), również lekarka, ale przede wszystkim antropolożka, a przy tym transseksualistka i autorka szeregu publikacji wspomnieniowych o Lublinie. Modrzewska i jej matka przeżyły II wojnę światową i od końca 1944 roku mieszkały w Lublinie, gdzie przyszła antropolożka podjęła naukę i posadę na młodym UMCS (tytuł doktora otrzymała w 1948 roku). Oprócz pracy naukowej podjęła także współpracę z Żydowską Komisją Historyczną, w ramach której starała się o założenie Muzeum Historii Naturalnej Żydów, jednak, co chyba zrozumiałe, jej pomysł masowego ekshumowania i wystawiania szkieletów ze starego cmentarza na Kalinowszczyźnie uznano za dość upiorny. Po 1968 roku Modrzewska padła ofiarą antysemickiej nagonki, w wyniku której wyemigrowała do Szwecji, trudną aklimatyzację w nowym kraju przypłacając wielomiesięczną depresją. Jak piszą Wioletta Wejman i Agnieszka Zachariewicz: „Odmianę przyniósł rok 1972, kiedy – podejmując prace zainicjowane przez jej szefa Jana Arvida Bööka – rozpoczęła badania nad genetycznymi uwarunkowaniami schizofrenii. Prowadziła je do 1978 r., zbierając materiał za kołem podbiegunowym, w rejonie odznaczającym się szczególnym nasileniem tej choroby wśród mieszkańców (w Pajali i kilku sąsiednich niewielkich miejscowościach na słabo zaludnionym pograniczu szwedzko‑fińskim). Owocem szeroko zakrojonego przedsięwzięcia były liczne publikacje w czołowych czasopismach medycznych, a w 1974 r. wyniki pracy przedstawiła na Międzynarodowym Sympozjum Europejskiego Towarzystwa Genetyki Człowieka w Umeå. Referat przyniósł jej uznanie i umożliwił uzyskanie stypendium na kontynuację badań. 22 lutego 1980 r. na podstawie rozprawy Epidemiological Investigations in a North Swedish Isolate with High Prevalence of Schizophrenia obroniła pracę doktorską, otrzymując po raz drugi tytuł doktora (promotorem był prof. Jan Arvid Böök). Rok później uzyskała habilitację na Uniwersytecie w Uppsali” (Sylwetki Żydów lubelskich…).
O skomplikowanej osobowości i tożsamości Modrzewskiej Wejman i Zachariewicz piszą: „Jako ocalała z Zagłady zasymilowana Żydówka, katoliczka, zmagająca się z pytaniem: dlaczego ocalałam, i zastanawiająca się nad własnym żydowskim dziedzictwem, jest też wygnaną z kraju polską patriotką, literatką przywiązaną do języka polskiego, a na fundamentalnym poziomie biologiczno‑psychologicznym – osobą od dzieciństwa nieutożsamiającą się z własną płcią. O związanych z tym komplikacjach i cierpieniu pisze krótko, ale otwarcie, m.in. wyrażając żal do ojca – lekarza – o brak wsparcia w zrozumieniu dotykającego ją zjawiska transpłciowości” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Na marginesie, przed wojną (a także niedługo po niej) Modrzewska i jej rodzice mieszkali przy ul. Bernardyńskiej 9, w domu kupionym na spółkę z ginekologiem Mojżeszem Lewinem, ale o nim opowiem przy innej okazji.
Lekarzem związanym ze szpitalem przy Lubartowskiej był także Nison Płotkin (ur. 5 maja 1891 r. w Nieświeżu, zm. 1942 (?) w Lublinie), ginekolog-położnik, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, a przy tym oczywiście działacz i społecznik. Jak pisze Szabłowska-Zaręba: „Płotkin był lekarzem uznanym, wysoko cenionym i dobrze sytuowanym. Należał do grona najbardziej znanych osobistości przedwojennego Lublina. Mieszkał poza dzielnicą żydowską, przy ul. Kołłątaja 5, tam też prowadził prywatną praktykę. Pełen optymizmu, opanowany oraz życzliwy, zjednywał sobie ludzi, chętnie więc zapraszano go do różnych towarzystw zajmujących się sprawami społecznymi i kulturalnymi” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Płotkin był m. in. zaangażowany w prace komitetu budowy Domu Pereca na Czwartku (więcej o gmachu na nadchodzącej wystawie w Bramie Grodzkiej), a po dojściu nazistów do władzy w Niemczech stanął na czele lubelskiego Komitetu Niesienia Pomocy Uchodźcom Żydowskim z Niemiec, o którym pisałem kilka lat temu w artykule W Zbąszyniu bez zmian. Po inwazji Niemiec dalej angażował się w sprawy ochrony zdrowia. „Od maja do września 1941 r., wspólnie z dwoma lekarzami – Symchą Holcbergiem oraz Szyją Berem Goldwagiem, zarządzał Szpitalem Żydowskim. Po likwidacji getta na Podzamczu w 1942 r. rodzina Płotkinów znalazła się w getcie na Majdanie Tatarskim (ul. Rolna 61). Płotkin pełnił w getcie funkcję kierownika oddziału higieny publicznej. Pacjentów przyjmował w prowizorycznym szpitalu. Przez cały czas szukał ratunku dla siebie i swoich bliskich. Pomimo zapewnień dawnych pacjentów o pamięci oraz wdzięczności, pomocy nie udało mu się uzyskać” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Po likwidacji getta na Majdanie Tatarskim Płotkin z rodziną znaleźli schronienie w komórce u pewnej kobiety. Kiedy kobieta kazała im odejść, zażyli cyjanek.
Lekarzem i działaczem społecznym, którego wciąż pamięta wielu mieszkańców Lublina był Symcha Binem Wajs (ur. 24 kwietnia 1911 r. w Piaskach Luterskich k/Lublina, zm. 9 września 1999 r. w Warszawie), stomatolog, badacz historii lekarzy Żydów w Polsce, a także inicjator szeregu upamiętnień lubelskiej społeczności żydowskiej. Wajs angażował się w wiele przedsięwzięć medycznych, był m. in. jednym z inicjatorów pisma „Protetyka stomatologiczna”, udzielał się na sympozjach i konferencjach naukowych, ale najbardziej widoczne ślady swojej aktywności zostawił na ulicach Lublina. To jego staraniem przy Lubartowskiej powstała Izba Pamięci Żydów, na ważnych obiektach pojawiło się kilkanaście tablic upamiętniających lubelskich Żydów i to on był prawdopodobnie inicjatorem nadania placowi między Lubartowską a Świętoduską nazwy plac Ofiar Getta, który zaledwie przed miesiącem, staraniem Ośrodka i Marka Poznańskiego, po latach zapomnienia odzyskał tablice ze swoją nazwą.
Do grona lubelskich lekarzy należeli również Wolf Szmuness (ur. 12 marca 1919 r. w Warszawie, zm. 6 czerwca 1982 r. w Nowym Jorku) i Anna Goldfeder (ur. prawdopodobnie 1 kwietnia 1891 r. w Józefowie nad Wisłą, zm. 15 lutego 1993 r. w Nowym Jorku), choć trzeba przyznać, że oboje zaliczali się do nieco innej kategorii medyków, a w zasadzie naukowców, naprawdę światowego formatu, których zasługi daleko wykraczają poza granice Lublina. Dr Goldfeder, znajoma Marii Curie, o której pisałem przed dwoma laty, całe swoje życie poświęciła walce z nowotworami, a za swoje zasługi na tym polu uzyskała najwyższe uznanie w kręgach światowej nauki. Szmuness natomiast, epidemiolog, wieloletni pracownik lubelskiego Sanepidu, Akademii Medycznej i Instytutu Medycyny Wsi, o którym pisałem w maju 2017 roku, w 1980 roku został okrzyknięty pogromcą wirusowego zapalenia wątroby typu B. Do dziś wszyscy korzystamy z jego osiągnięć na tym polu, nie znając jego nazwiska ani nie mając pojęcia, że 10 lat życia spędził w Lublinie.
Jak na ironię, kiedy kilka lat po stwierdzeniu przez niego skuteczności szczepionek przeciwko WZW B w USA wybuchła epidemia AIDS, niemal natychmiast pojawiły się głosy oskarżające Szmunessa i jego zespół o celowe zainfekowanie szczepionek wirusem HIV. Do dziś głosy te majaczą na śmietniku szaleństw i teorii spiskowych i — miejmy nadzieję, wkrótce dołączą do nich nasze własne oskarżenia lekarzy i medyków o rozsiewanie zarazy.