Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Teatr NN

Gorączka złota nad rzeką Klondike

„Niewiele miejsc przykuło uwagę świata do tego stopnia, co Klondike, dopływ rzeki Jukon w Dominium Kanady. Zainteresowanie to pojawiło się przed kilkoma miesiącami i rośnie tak wielce, że dziesiątki tysięcy kierują nań swoje spojrzenia, marząc o fortunie i szczęściu” – czytamy na łamach The Klondike Official Guide, dziełka opracowanego przez geometrę, odkrywcę i astronoma departamentu zasobów wewnętrznych Dominium Kanady, Williama Ogilvie. Kiedy pod koniec XIX wieku w okolicach tej rzeki odkryto złoto, w niegościnne tereny Jukonu zaczęły rzeczywiście ściągać tłumy osadników gotowych spać w szałasach, przedzierać się przez śnieg i błoto oraz przepłukiwać wszystkie strumienie w poszukiwaniu drogocennego kruszcu. Jednym z nich był znany pisarz i awanturnik Jack London, ale Klondike było wówczas domem także tysięcy innych hardych poszukiwaczy przygód, a jeden z nich nazywał się… T. Lubelski.

Fotografia stereoskopowa przedstawiająca sklep Lubelskiego w Sheep Camp przy przełęczy Chilkoot, w tle budynek Seattle Hotel, fot. James M. Davis, ok. 1897, ze zbiorów i dzięki uprzejmości Michaela J. Pecosky’ego. Poniżej wersja audio artykułu.

Droga do Klondike zaczynała się w amerykańskim Seattle. Stamtąd, szlakiem morskim, można było przeciąć mroźną Zatokę Alaski i w St. Michael przesiąść się na rzeczne łodzie Indian, które płynęły w górę Jukonu. Większość wybierała jednak szlak wzdłuż wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej na północ od miasteczek Dyea i Skagway do przełęczy Chilkoot albo przez bagniste terytoria Alberty i niezbadane przepaści kanadyjskiego interioru. Wszystkie one prowadziły do Dawson City, ostatniego i jedynego przyczółka cywilizacji, który swoje leże znalazł pośrodku bezbrzeżnego pustkowia u ujścia Klondike do rzeki Jukon. Ta niewielka osada rybacka w 1896 roku rozrosła się nagle i niespodziewanie do czterdziestotysięcznego miasta – bez jakichkolwiek urządzeń sanitarnych, za to ze skleconymi naprędce drewnianymi domami, błotnistymi ulicami pełnymi powozów konnych i ludnością, której znaczna część zasługiwała co najwyżej na miano szelm albo łajdaków. Dawson nigdy wcześniej ani nigdy potem nie było nikomu potrzebne, istniało z jednego tylko powodu — złota. To jego obietnica łagodziła skutki ciągłych pożarów, epidemii i niesamowitej drożyzny, bez niego miasto nie miałoby ani ulic, ani domów, a co najwyżej letnie szałasy myśliwych i naganiaczy polujących na łosie.

Pod koniec XIX wieku Jukon był terenem ledwie zarysowanym na mapach skreślonych kilkadziesiąt lat wcześniej przez Rosjan i Kompanię Zatoki Hudsona, którzy penetrowali te terytoria głównie w poszukiwaniu surowca dla dochodowego handlu skórami. Chociaż była to ojczyzna licznych plemion indiańskich, mieszały się tam wpływy Imperium i Korony Brytyjskiej, a po sprzedaży Alaski w 1867 roku do gry o Północ pewnym krokiem weszli Jankesi, co doprowadziło do długich sporów terytorialnych i handlowych z koloniami w Kanadzie. Ledwie zarysowana administracja sprzyjała poszukiwaczom przygód i odkrywcom, jak chociażby słynnej ekspedycji George’a Mercera Dawsona z 1887 roku, którego imieniem nazwano późniejszą stolicę dystryktu. Do dzisiaj Jukon jest bardzo słabo zaludniony, w samym tylko Lublinie mieszka dziesięć razy więcej ludzi niż w tej ogromnej prowincji o ponad połowę większej od Polski! To niegościnny obszar porośnięty gęstym lasem, pełen bagien i jezior, zuchwale poprzecinany rzekami i niezliczonymi strumieniami, dziećmi ostatniego glacjału.

Mapa złóż złota w Klondike. Powyżej The Dome, czyli King Salomon’s Dome (Góra Króla Salomona), z której wypływają wszystkie złotonośne strumienie, zaznaczono miejsce pierwszego odkrycia w strumieniu Bonanza. Klondike. The Chicago Records’ Book For Gold Seekers, Philadelphia, 1897.

Złoto w Klondike odkrył 16 sierpnia 1896 roku Skookum Jim Mason, kanadyjski Indianin, który włóczył się po okolicy ze swoją siostrą Kate, poławiaczką łososi a dwadzieścia parę lat później ofiarą grypy hiszpanki, jej mężem Georgem Carmackiem, amerykańskim poszukiwaczem złóż, który po kilku latach porzucił swoją indiańską żonę i jako potentat nieruchomości osiadł w Seattle oraz bratankiem Dawsonem Charliem, alkoholikiem i przyszłym wujem znanej opowiadaczki legend Angeli Sidney, pierwszej Indianki odznaczonej wysokim Orderem Kanady. Czwórka natknęła się na złoto w miejscu położonym siedemnaście kilometrów na południowy zachód od Dawson City, w strumieniu Króliczym, dopływie Klondike, który wkrótce potem przemianowano na Bonanza. Skookum, jak opisywała go siostra, „był prosty jak lufa strzelby, potężnie zbudowany, z barami zwężającymi się do talii jak klucz; znany jako najlepszy łowca i traper oraz doskonały okaz północnego Indianina z plemienia Tagisz”. I to właśnie ten szorstki Indianin rozpoczął prawdziwie romantyczną gorączkę złota, która na zawsze zmieniła oblicze Jukonu.

Kiedy wieść się rozeszła, do Klondike z całych Stanów i Kanady ruszyło niemal sto tysięcy poszukiwaczy, z czego na miejsce dotarło zaledwie około trzydziestu czy czterdziestu tysięcy. Reszta poddawała się nieubłaganej przyrodzie — jedni zawracali i do końca życia karmili się żółcią porzuconych marzeń o bogactwie, podczas gdy wytrwalsi tonęli na przepełnionych łodziach w bladych wodach Jukonu, zamarzali na przełęczy Chilkoot albo zostawili bez zapasów i koni, którym błoto i lód łamały nogi. Ci, którzy dotarli na miejsce wydawali fortunę na pozwolenia i sprzęt potrzebny do przeczesywania strumieni albo prowadzenia prac wydobywczych, a podczas poszukiwań mieszkali w prowizorycznych szałasach, nie bardziej wygodnych od budy dla psa. Nieliczni inwestowali złoto w kolejne parcele i najemnych górników, tworząc mniejsze czy większe przedsiębiorstwa i zalążki późniejszych fortun. A jednak przeważająca większość szczęśliwców trwoniła złoty pył na alkohol i kobiety w saloonach i domach publicznych w Klondike City, zatęchłej osadzie na przedmieściach Dawson, przy której nawet ulica Krawiecka w Lublinie prezentowała się przyzwoicie. Inni tonęli w długach zaciągniętych w bankach, które wyrosły w Dawson niemal ex nihilo albo zwyczajnie bankrutowali i umierali w nędzy.

Klondike City na przedmieściach Dawson w 1898 roku, fot. Eric A. Hegg, zbiory University of Washington.

Kaśka z Klondike (Klondike Kate), czyli Kathleen Eloisa Rockwell (1873-1957), najsłynniejsza aktorka i artystka wodewilowa z Dawson City, zbiory Canadian Museum of History, Wikimedia Commons.

Nie wszyscy w Dawson zostawali poszukiwaczami złota. Trudniła się tym około połowa z przybyłych, podczas gdy pozostali próbowali dorobić się na szczęściu odkrywców – oferowali transport, zostawali przewodnikami, zakładali sklepy, hotele, saloony żywcem przeniesione z Kalifornii i oczywiście wspomniane domy publiczne. Właśnie do tej kategorii zaliczał się również tajemniczy T. Lubelski, bohater kilku zdjęć i paru wzmianek w prasie, który w czasach epidemii rozbudził we mnie prawdziwą gorączkę znad rzeki Klondike. Kim był ten mężczyzna? Operował w Sheep Camp, obozowisku, a w szczycie gorączki złota niemal miasteczku na pograniczu amerykańsko-kanadyjskim, położonym u bram przełęczy Chilkoot, ponad 700 kilometrów na południe od Dawson. Niemal na pewno był Żydem, co – podobnie zresztą jak dokładne pochodzenie – sugeruje jego nazwisko. W Sheep Camp prowadził general store, sklep spożywczo-przemysłowy, początkowo wystawiony na prędce skład namiotowy w spółce z niejakim Cyrusem Mathewsem, szybko jednak wybudował swój własny sklep, największy i najlepszy w całym obozie, główne źródło zaopatrzenia dla nieustraszonych łowców złota pod firmą swojego dumnego nazwiska. W asortymencie miał cygara, tytoń, słodycze, orzechy, wyroby z blachy i gumy, rury, sztućce, szmaty, wełnę, farby, olej, odzież, leki, sanie, pudła, koce, garnki, patelnie, kawę, rakiety śnieżne i wszystkie inne produkty niezbędne do pokonania długiej drogi do Klondike.

Namiotowy sklep Mathewsa i Lubelskiego, fot. Arthur Churchill Warner, ok. 1898, zbiory University of Washington.

Kolejna z fotografii stereoskopowych przedstawiająca sklep Lubelskiego i Seattle Hotel w Sheep Camp, fot. Keystone View Company, ok. 1898, zbiory New York Public Library.

Sklep Lubelskiego na „ożywionej” fotografii stereoskopowej, dzięki uprzejmości Dana Florence’a, Vintage 3D.

Szukając informacji o Lubelskim znalazłem krótką notkę z gazety „New York Journal and Advertiser” z 2 września 1897 roku: „Cyrus Mathews, niegdyś kupiec z Tacoma, który wrócił dzisiaj z Skagway, donosi, że pewien Schmidt, niemiecki górnik w średnim wieku, wydobył w Klondike złotego pyłu i grudek wartych 26 tysięcy dolarów. Schmidt opuścił Dawson późnym lipcem w towarzystwie jednego mężczyzny, który pomógł mu znieść złoto, każdy z nich niósł ponad 60 funtów złota i zapasy na drogę. Schmidt postanowił przezimować w miasteczku Skagway, natomiast część swojej perceli wynajął Mathewsowi i Lubelskiemu, którzy otworzyli sklep. Mathews był tam zaledwie tydzień, a teraz jest z powrotem, by zabezpieczyć dostawy towaru. Schmidt postanowił przezimować poza Dawson, ponieważ obawiał się, że na miejscu nie będzie miał co jeść”.

Lubelskiemu być może nie straszne były śnieg i zima południowej Alaski, a może został na miejscu, żeby zadbać o swoje interesy. Dziesiątego grudnia 1897 roku gazeta „The Skaguay News” donosiła: „T. Lubelski zakupił we wtorek parę śniegowców i ruszył do jeziora Linderman. Śniegowce posłużą do przekroczenia szczytu przełęczy Chilkoot”. Rok później w towarzystwie pięciu innych mężczyzn i psiego zaprzęgu pokonał marsz w drugą stronę, z Dawson City do obozowiska u paszczy Chilkootu. Dokładnie 8 grudnia 1898 roku uwiecznił go szwedzko-amerykański fotograf Eric A. Hegg, uznany dokumentalista gorączki złota w Klondike, który także, razem z kolonią młodych Szwedów, uczestniczył w poszukiwaniach drogocennego kruszcu. Na fotografii Hegga gruba czapa i futro zasłaniają niemal całego Lubelskiego, mężczyznę średniego wzrostu z pokaźnym czarnym wąsem. Nie da się ocenić, czy na fotografii ma trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat, bo surowe warunki Jukonu i Alaski skutecznie pozbawiły go wieku. Widać na niej jednak nieustraszonego, hardego awanturnika, którego strach byłoby spotkać na ulicy, alaskańskiego Żyda gotowego pieszo przemierzać setki kilometrów w mrozie i chłodzie w poszukiwaniu przygód i fortuny.

T. Lubelski (pierwszy od lewej) i inni po powrocie do Sheep Camp z Dawson City, fot. Eric A. Hegg, 8 grudnia 1898, zbiory University of Washington.

Gorączka złota nad Klondike zaczęła przygasać już w 1899 roku – nie z powodu braku złota, które wydobywa się tam do dziś, ale przede wszystkim skrajnych warunków, które uniemożliwiały przeżycie w niegościnnej głuszy Jukonu. Wojna amerykańsko-hiszpańska z 1898 roku odwróciła uwagę prasy od Klondike, a postęp cywilizacyjny sprawił, że obozy jak Sheep Camp, miasteczka w rodzaju Skagway i samo Dawson City – kiedyś rządzone prawem silniejszego, a teraz paragrafami i kodeksami gubernatorów czy inspektorów z USA i Kanady – przestały być atrakcyjne dla żądnych przygód rzezimieszków. Ostatecznie kres Klondike położyło odkrycie złóż złota w łatwiej dostępnych wybrzeżach Alaski. W sierpniu 1899 roku w zaledwie jednym tygodniu osiem tysięcy poszukiwaczy z Dawson ruszyło do Nome nad Zatoką Beringa, miasto błyskawicznie się wyludniło, a fenomen Klondike dobiegł końca.

Być może Lubelski także ruszył na Zachód w poszukiwaniu nowych przygód i złota. Być może bliżej mu było spoglądać z alaskańskiego wybrzeża na odległy Wschód i ojczyznę swoich przodków, którzy wyruszyli kiedyś z Lublina, by zapisać się na kartach historii Klondike i srogiego Jukonu.