Niesamowita Necha Herszenhornowa
Kilka dni po śmierci Nechy Herszenhornowej, w sierpniu 1937 roku „Lubliner Tugblat” napisał o niej: „razem z mężem rozwinęła działalność pierwszej i najważniejszej drukarni żydowskiej w Polsce, założonej w Lublinie 70 lat temu. Samodzielnie zajmowała się drukiem ksiąg religijnych oraz rozprowadzała po całym świecie najprzeróżniejsze książki żydowskie. Nie było takiego żydowskiego ośrodka na całej kuli ziemskiej, który nie byłby poprzez prowadzoną przez nią drukarnię związany z Lublinem […]. Była dobrym człowiekiem o szlachetnym charakterze i szerokim geście, pełną miłości do wszystkich wokół niej” (przeł. A. Kopciowski). Kim była ta przedsiębiorcza i silna kobieta, która przez kilka dekad nosiła tytuł niekwestionowanej królowej lubelskich drukarzy?
Okładka Tojzind und ajne nacht (Baśni tysiąca i jednej nocy) z drukarni Nechy Herszenhornowej, Lublin 1911, Biblioteka Narodowa.
Necha (lub, jak kto woli, Nechama) Herszenhornowa urodziła się w 1854 roku w Berdyczowie z Szymona Libowa i jego żony Sury. Była drugą żoną starszego od niej o dwadzieścia siedem lat Jakuba Herszenhorna, zamożnego i zasłużonego obywatela Lublina oraz współzałożyciela drukarni, która tłoczyła książki, afisze i prasę od lat 70. XIX wieku aż do śmierci Herszenhornowej. Jak pisze Adam Kopciowski: „Początki drukarskiej działalności rodziny Herszenhornów sięgają marca 1872 r., kiedy to przybyły z Józefowa Biłgorajskiego introligator Moszek Sznajdmesser otrzymał od gubernatora lubelskiego zgodę na otwarcie drukarni. Dwa miesiące później Jakub Herszenhorn został jego wspólnikiem i współwłaścicielem zakładu. Początkowo w jego wyposażeniu znajdowały się sprowadzone z Józefowa dwie prasy (nabyte przez Sznajdmessera w tamtejszej drukarni Szaji Waksa w 1868 r.), do których dokupiono w Berlinie maszynę drukarską wraz z dużym zapasem czcionek. W 1874 r. przy zakładzie uruchomiono własną ich odlewnię. Przez wiele lat Herszenhorn i Sznajdmesser starali się o rozszerzenie koncesji do tej pory pozwalającej jedynie na druk książek żydowskich. Uprawnienie to otrzymali dopiero w 1878 r., mogąc odtąd publikować także teksty w językach polskim i rosyjskim. Istotnym naruszeniem przez nich podstawowych warunków koncesji była pierwotna lokalizacja oficyny, która powinna się mieścić przy ul. Grodzkiej 17, a przez pierwszych siedem lat działała w domu przy ul. Podzamcze 47. W 1879 r. została przeniesiona na ul. Królewską 21 [obecnie siedzibie Izby Drukarstwa i Domu Słów – P.N.], w 1902 r. zaś do własnego domu Herszenhornów przy ul. Bernardyńskiej 20, gdzie funkcjonowała do końca działalności w 1937 r.” (Sylwetki Żydów lubelskich. Leksykon, Lublin 2019).
Królewska 21 (dziś 17), w latach 1879-1902 siedziba drukarni Herszenhornowej, obecnie natomiast Izby Drukarstwa i Domu Słów, fot. R. Sawa.
Bernardyńska 20, dom Herszenhornów i siedziba drukarni do 1937 roku, fot. R. Sawa.
Malżeństwo Jakuba i Nechy Herszenhornów doczekał się piątki dzieci, trzech córek i dwóch synów, z których Dawid Lejb został działaczem syjonistycznym, a Szloma znanym lekarzem-dermatologiem i bardzo aktywnym bundowcem, jednym z inicjatorów budowy Domu Pereca, organizatorem półkolonii dla biednych dzieci żydowskich, przy tym wiceprezesem Rady Miasta, po wojnie natomiast niemal jednoosobową instytucją niosącą pomoc ocalałym z Zagłady. Mąż Herszenhornowej zmarł w 1889 roku i wtedy właśnie wciąż bardzo młoda, zaledwie 35 letnia Necha przejęła rodzinny interes. Przez kilkadziesiąt lat działalności drukarnia wielokrotnie zmieniała wspólników, chociaż – co ciekawe – wszystkie te zmiany długo odbywały się w ramach jednej rodziny, jakby konsorcjum rodzinno-biznesowego lubelskich drukarzy. Jak relacjonuje Adam Kopciowski: „Po Moszku Sznajdmesserze (zm. 1907 r.) do spółki (rok później) przystąpił jego zięć – Szlomo Szymon Strasberger, a w 1909 na cztery lata kolejny przedstawiciel rodziny Sznajdmesserów – Menachem Mendel z Józefowa (w 1913 r. założył własną oficynę przy ul. Rybnej 2). W 1925 r. do Nechamy Herszenhorn i Szlomy Szymona Strasbergera dołączyła jego żona Chaja Basia Strasberger z d. Sznajdmesser, córka założyciela zakładu” (Sylwetki Żydów lubelskich…). Powiązania te sięgały zresztą dalej – Nachman Tartakowski (zięć Herszenhornowej, mąż jej córki-imienniczki Nechy) wspólnie z Rafałem Strasbergerem (synem Szlomy Szymona Strasbergera i wspomnianej przed chwilą Chaji Basi z domu Sznajdermesser, wspólników przedsiębiorstwa), do 1928 roku prowadzili przy ul. Kowalskiej 3 sklep z książkami religijnymi.
W bogatym dorobku drukarni Herszenhornowej – w tamtych czasach jednocześnie wydawnictwa – znajdowały się przede wszystkim właśnie książki religijne, modlitewniki żydowskie, uczone pisma i komentarze, z których wiele zachowało się do dziś w bibliotekach na całym świecie. Może się to komuś podobać lub nie, ale jeżeli Lublin istnieje poza Polską i bywa z jakiegoś powodu wspominany, to między innymi właśnie jako miejsce wydania niezliczonych ksiąg żydowskich wydrukowanych przez Herszenhornową. Książki religijne nie były jednak jedynym profilem działalności jej spółki. W latach 1918-1928 z maszyn drukarni codziennie schodziły wydania „Lubliner Tugblat”, najważniejszej gazety żydowskiej w regionie, która dziś jest dla nas głównym oknem na sprawy Żydów w Lublinie w okresie międzywojennym. Firma sporadycznie drukowała też książki polskie (w 1878 roku znaną Monografię Lublina W.K. Zielińskiego), ale też żydowskie dzieła świeckie. Nigdy nie przestanę zachwycać się Tojzind un ajne nacht, czterotomową edycją Baśni tysiąca i jednej nocy Herszenhornowej, Strasbergera i Sznajdermessera w przekładzie na jidysz, która na przełomie XIX i XX wieku doczekała się w Lublinie chyba aż dwóch wydań. Ta okropnie wydana, pełna błędów i literówek książka to znak czasów i zapowiedź rozkwitu żydowskich przekładów światowej literatury, które niebawem szturmem zdobyły rynek księgarski w Polsce i Europie.
Karta tytułowa Tojzind und ajne nacht, tom 4, Lublin 1911, Biblioteka Narodowa. Dopisek głosi: wydrukowane w całości po żydowsku, aby każdy mógł zrozumieć.
Necha Herszenhornowa zmarła 8 sierpnia 1937 roku. Wraz z nią odeszła cała epoka w dziejach drukarstwa w Lublinie, a niedługo potem do historii przeszedł świat, który współkształtowała. Moje ulubione wspomnienie o Herszenhornowej rok po jej śmierci zanotował amerykański bundowiec N. Chanin w swojej Berele, autobiografii w formie bajki dla dzieci. Chanin wspomina w niej jak w 1905 roku razem ze Szlomą Herszenhornem zbrojnie i zamaskowani zajęli drukarnię Nechy, w której całą piątkową noc, lekceważąc szabes, drukowali potem antycarską bibułę. W pewnym momencie do drukarni weszła matka Herszenhorna (czy rozpoznała syna – pozostaje zagadką), mówiąc: „Jesteście pewnie głodni, przyniosłam cymesu i chały. Mimo wszystko jesteście przecież żydowskimi dziećmi, a nie rabusiami. Jedzcie dzieci, jedzcie! I nie tłumaczcie się, dzieciaczki – Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba wszystkim nam wybaczy”.