Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Teatr NN

Ostatni dzwonek

„Kiedy ktoś z zewnątrz przychodzi dzisiaj do Szkoły im. Pereca przy Lubartowskiej 29 – pisał jej nauczyciel i dyrektor, Abram Krusman – i widzi mocno ugruntowaną i zorganizowaną szkołę, bogactwo fizycznych i chemicznych przyrządów na zajęciach laboratoryjnych, nieprzeciętną biblioteczkę pomocy pedagogicznych dla nauczycieli, pokaźną bibliotekę dla dzieci z żydowskimi i polskimi książkami, obrazkami, planszami i mapami, a przy tym 220 dzieci, które wypełniają klasy i spędzają tam większą i może najpiękniejszą część swoich dni — ktoś taki ledwo uwierzy, że to wszystko jest rezultatem w sumie trzech lat pracy” (A. Krusman, 3 jor Perec-szul, a kapitl szul-arbet in Lublin, „Lubliner Sztyme”, nr 38, 28 września 1928, s. 3).

Zawiadomienie o utworzeniu Żydowskiej Szkoły Ludowej przy Lubartowskiej (jeszcze bez patrona), 1924/25 (zbiory Biblioteki Narodowej).

Początki szkoły Pereca sięgają roku szkolnego 1924/25, kiedy z dość nieoczywistego sojuszu działaczy robotniczych i syjonistów-jidyszystów wyłoniło się w Lublinie Zjednoczenie Szkół Żydowskich (potem w ramach Centralnej Żydowskiej Organizacji Szkolnej CISZO, Centrale Jidisze Szul Organizacje) – grupa niezwykle zaangażowana i chętna do pracy, ale bez środków na uruchomienie szkoły. „Była to załoga okrętu z kapitanem i marynarzami, tyle że bez okrętu”, wspominał Krusman. Chociaż kasa świeciła pustkami i nie było nawet jednego worka cementu, ktoś rzucił pomysł: „– Otwieramy szkołę imienia Pereca w sercu żydowskiej dzielnicy, na Lubartowskiej. – Ale jak otworzyć szkołę z pustymi rękoma? – pytali inni. – Może lepiej poczekać na lepsze czasy? Skąd wziąć pieniądze na czynsz? A co z meblami, przyrządami, zorganizowaniem kancelarii, już samo to wiąże się z wydatkami idącymi w setki dolarów, a jak zatrudnić nauczycieli i za co im płacić?” (Krusman, s. 3).

„Inni budują za pieniądze – odpowiedział Chaim Nisenbaum, znany działacz Bundu w Lublinie. – My nie mamy żadnych pieniędzy i nie będziemy ich mieli, musimy więc budować…  z nadziei. Pójdźmy więc w gęstwinę żydowskich mas […] i tam zbudujmy szkołę, która zasieje w sercach i duszach dzieci z żydowskiego ludu i warstw robotniczych świetliste ideały I.L. Pereca” (Krusman, s. 3).

Po wielu perypetiach opisanych przez Krusmana w jego eseju publikowanym w odcinkach na łamach „Lubliner Sztyme”, szkołę rzeczywiście udało się otworzyć. Na siedzibę wybrano barak czy szopę w podwórzu kamienicy przy Lubartowskiej 29 (obecnie 55) przylegającej do zapomnianej i chyba nieistniejącej już dzisiaj ulicy Wysokiej (starsze klasy uczyły się natomiast przy Niecałej 7 w salach podnajmowanych od Gimnazjum Humanistycznego). O poziomie tej szkoły i świetnych wynikach osiąganych przy ciągłych brakach kasowych, a czasem i przeszkodach ze strony kuratorium, chyba najlepiej świadczy wystawa Żydzi w Polsce z 1939 roku, na którą uczniowie Szkoły im. Pereca przygotowali szereg pomysłowych eksponatów. Według Jakowa Nisenbauma i Josefa Hernhuta eksponatami tymi były m.in.:

8 map przedstawiających rozwój osadnictwa żydowskiego w Lublinie, bariery związane z osiedlaniem się i ich znoszenie; „Lublin w obrazach” – cykl ilustracji, fotografii, grafik i modeli dotyczących żydowskiego Lublina, wśród nich: żydowskie typy, osobistości, zwyczaje, rękodzieło, handel, życie religijne oraz zestawienie przedstawień z przeszłości i teraźniejszych – dawni rzemieślnicy oraz kurs krawiecki ORT-u, medyk z XV w. i szpital żydowski z XX w., lichwiarze a ruch spółdzielczy; materiały zebrane z wydziału Kultury i Szkolnictwa Zarządu Miejskiego, Biblioteki im. Łopacińskiego, starych, zamożnych domów żydowskich, encyklopedii i rysunków wykonanych z natury (przedstawienia zamku, starych zaułków lubelskich, założenie przez Kazimierza na Piaskach pierwszego osiedla żydowskiego, żydowscy kupcy spławiający zboże do Gdańska, cykl poświęcony statutowi kaliskiemu, fotografie starego cmentarza i macew Kopelmana, Szachny oraz doktora Montalto); wizerunki synagog Maharszala i Maharama oraz samego Maharszala; eksponaty dotyczące tzw. „klasztoru żydowskiego” i związanej z nim legendy; ilustracje przedstawiające „żydowskie podziemia” z końca XVI w. oraz powstanie i rozwój drukarstwa żydowskiego w Lublinie; wizerunki atamanów hajdamackich i żydowskich woźniców; eksponaty dotyczące braci Wieniawskich; świadectwa dawnego żydowskiego sądu; słynna łyżeczka do obmywania zwłok; fotografia rabina Lejba Eigera, wizerunki Widzącego i Żelaznej Głowy oraz setki zdjęć XX-wiecznego Lublina – ORTu, TOZu, CISzO, Szkoły im. Pereca, instytucji, związków, organizacji, cechów, kupców, robotników itd.; ponadto eksponat Waad Arba Aracot, rysunek wielkości całej ściany przedstawiający działalność Sejmu Czterech Ziem, jego kompetencje i zasięg terytorialny (rysunek pozbawiony był napisów i całość przedstawiał wyłącznie na sposób graficzny); elektryczna mapa świetlna składająca się z kilkudziesięciu kolorowych lampek, która pokazywała rozwój żydowskiego osadnictwa w Polsce na przestrzeni 600 lat; mapa żydowskiego eksportu i importu; zwój przedstawiający żydowskie nieszczęścia i niedole wykonany przez Krusmana, pokazujący m.in. opisy posądzenia o mord rytualny w Lublinie i spustoszenie dokonane przez Chmielnickiego w „krwawy Sukot”; 2 albumy: „Żydowskie osobistości z Lublina” i „Lublin w żydowskiej literaturze” w dziełach Szaloma Asza, Glatsztejna, Baszewisa Singera, Olickiego, Glazmana i innych; drewniana makieta przedstawiająca żydowski ruch robotniczy w formie maszerującej demonstracji figurek robotników różnych fachów, z czego każda figurka odpowiadała 200 robotnikom i miała na sobie namalowane niebieskie bluzy; i wreszcie: 2 makiety – starego budynku szkoły i powstającego Domu Ludowego im. I.L. Pereca na Czwartku.

Uczniowie i nauczyciele szkoły im. Pereca oraz działacze Bundu (Bela Szpiro i red. Jakow Nisenbaum) z jednym z eksponatów przygotowanych na wystawę Żydzi w Polsce (zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma w Warszawie).

„Budynek” szkoły im. Pereca przy ul. Lubartowskiej/ Wysokiej (Folkshojz o. n. fun I. L. Perec in Lublin in gang fun der boj-arbet (informacje material), Lublin 1939).

Projekt Domu Ludowego im. I.L. Pereca, nowego gmachu szkoły i centrum świeckiej kultury żydowskiej, proj. inż. H. Bekker (Archiwum Państwowe w Lublinie, Akta miasta Lublina, Inspekcja budowlana, sygn. 721).

Budowa tego ostatniego – nowego gmachu szkoły, którego postawienie stało się koniecznością, kiedy stary „budynek” przy Lubartowskiej zaczął się zwyczajnie rozpadać – budzi mój nieskrywany podziw. Miała to być nie tylko nowoczesna szkoła z widnymi i przestronnymi klasami, salą gimnastyczną i natryskami, ale też prawdziwe centrum żydowskiej kultury z miejscem na bibliotekę im. Medema, chóry, orkiestry i kluby sportowe. Nechama Perec, wdowa po I.L. Perecu, tak pisała o inicjatywie w liście przesłanym do Lublina: „Budowa Domu Ludowego, gmachu dla żydowskiej kultury w tak żydowskim mieście jak Lublin – jest doprawdy niesłychanie zaszczytnym sposobem na uwiecznienie imienia mego zmarłego I.L. Pereca” (Folkshojz o. n. fun I. L. Perec in Lublin in gang fun der boj-arbet (informacje material), Lublin, 1939, s. 27). Z kolei Bela Szpiro, przywódczyni Bundu, pisała o nim:

Chcemy powiedzieć światu żydowskiemu, że w Lublinie istnieje także inne życie żydowskie, a reprezentuje je imię nie rabina Majera Szapiry, lecz I.L. Pereca. Stąd właśnie Dom Ludowy nazwaliśmy jego imieniem. […] Dom Ludowy i Jesziwa staną się dwoma ważnymi adresami Lublina i tak w kraju, jak i za granicą z czasem wykrystalizuje się wyraźne rozróżnienie o dwóch kierunkach duchowego rozwoju w Lublinie: w Jesziwie rabina Majera Szapiry i w Domu Ludowym I.L. Pereca. […] Nie budujemy Domu Ludowego z kaprysu czy luksusu. Ta budowa jest dla nas w obecnych czasach palącą koniecznością.

Bela Szpiro, Cwej adresn fun Lublin (folks-hojz o. n. fun I. L. Perec un „Jesziwas Chachmej Lublin”), „Lubliner Sztyme”, nr 31, 5 sierpnia 1938, s. 2.

Dom Pereca, którego kamień węgielny wmurowano 29 sierpnia 1937 roku, a którego otwarcie zaplanowano na 1 września 1939 roku, pozostał jednak wyłącznie snem o nowoczesnym i świeckim szkolnictwie żydowskim w Polsce w języku jidysz. Ten gmach, zbudowany w pocie czoła i za ciężkie pieniądze przysyłane z całej Polski (zbierane nawet przez dzieci z innych miast!), a przede wszystkim z zagranicy, przetrwał co prawda wojnę, po niej był schronieniem dla ocalałych z Zagłady, a przez chwilę nawet siedzibą szkoły żydowskiej (zamkniętej w 1948 roku zaledwie po kilku miesiącach działalności), w 1951 roku jednak – dobrowolnie lub nie – został oddany przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce ministerstwu rolnictwa. Niewiele zachowało się również z jego modernistycznej bryły, którą zdewastowały powojenne pomysły architektów.

Kiedy przez ostatnich kilka lat pisałem artykuły na bloga Bramy Grodzkiej, z tyłu głowy stale miałem Szkołę im. Pereca. Zawsze chciałem napisać o niej dłuższy esej. Robiłem więc notatki, zbierałem materiały, chodziłem do archiwum i przeglądałem prasę. Potem odkładałem to wszystko na bok i wracałem do tematu po kilku miesiącach, ale ciągle nie było czasu, nie miałem pomysłu albo rzecz wydawała mi się zbyt szeroka. Mimo to wspominałem o tej szkole przy różnych okazjach – pisząc o jej wychowanku Josefie Fraindzie, półkoloniach dla dzieci żydowskich, Bialiku, dr Annie Goldfeder i Rywce Berger, nie odmówiłem sobie wetknięcia jej nawet w historię Wolfa Szmunessa. Opowiadam o niej zawsze, kiedy w Bramie Grodzkiej pokazuję naszym gościom makietę  przedwojennego Lublina z Domem Pereca na Czwartku, różnym od innych modeli, bo przecież nieukończonym. Ta wyjątkowa szkoła zasługuje, żeby napisać o niej znacznie więcej, ale ciągle nie ma czasu, brakuje mi pomysłu i rzecz wydaje mi się zbyt szeroka.

Zamiast tego oddaję głos uczniom Szkoły im. Pereca, których listy w czerwcu 1936 roku przedrukowała gazeta „Lubliner Sztyme” (nr 26). To wyjątkowe świadectwo, nie tylko świadomości tych dzieci, warunków, w jakich żyły i się wychowywały, ale także pięknego, dziecięcego języka żydowskiego, który nie znosi dorosłej formy i ortografii. Ich starszy kolega Josef Hernhut tymi słowami zadedykował tej szkole swój tomik In undzere teg (jid. Za naszych dni): „Żydowskiej szkole, która ukształtowała mnie duchowo — moc uczuć i wdzięczności”. One natomiast pisały:

 

Lubię szkołę.

Dzieci lubią nauczycielkę, a nauczycielka lubi dzieci. Wszystkie dzieci powinny chodzić do naszej szkoły.

Szpiro Chana, klasa 1.

 

Dlaczego lubię Żydowską Szkołę Ludową?

Lubię żydowską szkołę ludową, bo do polskiej szkoły nie ma po co chodzić. Jak się kończy szkołę ludową, to dzieci dalej przychodzą do szkoły, nie zapominają swojej dobrej szkoły. Tata mojej przyjaciółki powiedział, że lepiej jest chodzić do żydowskiej szkoły niż do jakiejś innej. Dziewczynka powiedziała: „nie ma co chodzić do żydowskiej szkoły”. A ja na to powiedziałam: „nie zasługujesz, żeby chodzić do żydowskiej szkoły, u nas w szkole się nie bijemy, wszyscy koledzy i koleżanki zachowują się jak bracia i siostry, wszyscy dzielą się śniadaniami i żyje się nam bardzo dobrze”. Moja kuzynka wraca ze szkoły i płacze, bo polscy chłopcy ją biją. Dlatego lepiej jest chodzić do żydowskiej szkoły. Niech żyje nasza szkoła! Niech żyją wszyscy robotnicy, polscy robotnicy też!

Śpiewak Łaja, klasa 2.

 

Dlaczego lepiej jest chodzić do żydowskiej szkoły?

W żydowskiej szkole ludowej jest lepiej, bo uczy się żydowskiego i polskiego. Dzisiaj przychodzą mamy i proszą, żeby przyjąć ich dzieci do szkoły. Moja siostra mówi, że chce iść do szkoły ludowej, ale moja mamusia na to, żeby szła do polskiej szkoły. U nas w szkole rozwijamy się, bo czyta się po żydowsku i po polsku i wyrasta się na socjalistę.

Wegman Szlomo, klasa 2.

 

Moja żydowska szkoła jest mi droga.

Chodzę do żydowskiej szkoły, ponieważ jest mi ona bardzo droga. Kiedy w jeden dzień nie pójdę do szkoły, to jest mi bardzo smutno. W szkole nauczycielka opowiada nam różne historie. W polskiej szkole biją Żydów. U nas uczymy się, że wszyscy powinni być równi. Walczymy, żeby wszyscy ludzie byli równi. Dlatego szkoła żydowska jest mi droga.

Szeper Tobcia, klasa 3.

 

Dlaczego lubię żydowską szkołę ludową?

W żydowskiej szkole ludowej większości przedmiotów uczy się w języku żydowskim. Cieszę się z takiej nauki, bo ucząc się w ojczystym języku lepiej rozumiem. Więc nic dziwnego, że uczę się dobrze i jestem dobrym uczniem. W szkole czuję się jak u siebie w domu. W koleżeńskim otoczeniu szkolnym jest mi bardzo dobrze. Spotykam się z dziećmi robotników, nikt się nie wywyższa nad innych i żyjemy ze sobą dobrze i w zgodzie. Nauczyciele odnoszą się do nas bardzo dobrze. Nie biją. Rozumie się dzieci i je lubi. Bardzo się cieszę, że chodzę do świeckiej żydowskiej szkoły ludowej, żydowska szkoła ludowa jest moim drugim domem.

Rozenbojm Mojsze, klasa 4 (uczeń Mojsze Rozenbojm przez dwa lata chodził do szkoły powszechnej).

 

Dlaczego lubię żydowską szkołę ludową?

Lubię naszą świecką żydowską szkołę ludową, ponieważ do świeckiej żydowskiej szkoły ludowej chodzą tylko dzieci z domów robotniczych i wychowuje się je w duchu wolności. Nie bije się dzieci, jak na przykład: Chodziłem do Talmud Tory. Tam chodziły dzieci biedne i bogate i wstydziły się chodzić razem z dziećmi robotniczymi. Raz spóźniłem się do szkoły, to nauczyciel o nic mnie nie zapytał, tylko bił mnie piórnikiem po głowie i rękach, że ręce mi spuchły, a na głowie miałem guza. A poza tym ukarano mnie tak, że musiałem wracać do domu 3 godziny później niż inne dzieci. Kiedy szedłem do domu, dzieci śmiały się ze mnie i robiły sobie ze mnie żarty. Nie mogli zrozumieć mojego nieszczęścia i bólu, które czułem, a jak wróciłem do domu z Talmud Tory, to nie mogli mnie uspokoić. Nie chciałem chodzić do Talmud Tory, bo tam wychowywali dzieci w duchu religijnym. Uczono tam dzieci jakichś bajek. Tam można wyrosnąć na chasyda, a ja nie mam zamiaru być pobożny, tylko chcę być wolnym człowiekiem. Kiedy się dowiedziałem, że idą mnie zapisać do świeckiej szkoły żydowskiej, byłem bardzo zadowolony i radosny! I właśnie dlatego lubię naszą żydowską świecką szkołę. Nigdy jej nie zapomnę.

Lederfarb Motel, klasa 5.

 

Dlaczego nasza żydowska świecka szkoła jest mi droga?

Nasza szkoła jest mi droga, ponieważ dzieci są przywiązane jedne do drugich, a nauczyciele przyjacielscy do dzieci. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że chodzę do żydowskiej szkoły ludowej. Jak byłam kiedyś chora i leżałam w łóżku, myślałam sobie: teraz jest przerwa, teraz jest lekcja i wyobrażałam sobie całą naszą szkołę: ławkę, w której siedzę, nauczycieli i uczniów, wyobrażałam sobie osobno wszystkie lekcje. Nauczyciele są mi bardzo drodzy. Teraz chodzi się do szkoły jeszcze przez parę dni i już wkrótce będą wydawać świadectwa. Kiedy inni będą się cieszyć wakacjami, ja będę śniła o nauczycielach i dzieciach. Będę tak bardzo tęskniła za naszą szkołą. Bardzo lubię naszą świecką szkołę żydowską! Mam przykład o szkołach syjonistycznych. Na przykład Jawne, Bejs Jakow, Tarbut, oni wierzą w Boga, dążą do Palestyny, ale nie ma u nich takiego koleżeństwa jak u nas. Nie muszę znać hebrajskiego, chcę przede wszystkim umieć czytać, pisać i mówić w moim ojczystym języku.

Bardzo lubię naszą szkołę!

Turner Fajga, klasa 5.

 

Moja szkoła zasługuje na moją miłość!

W naszej szkole uczą się dzieci z prostego ludu robotniczego. Ojcowie i matki pracują ciężko. Nie mają czasu zajmować się swoimi dziećmi. I często nie dają swoim dzieciom dość jedzenia. Kiedy takie dziecko przychodzi do naszej szkoły – zapomina o swoich troskach. Bo w naszej szkole takie dziecko czuje się swojsko. Nie jest ganiane ani gnębione przez nauczycieli. Każde biedne dziecko z rodziny robotniczej znajduje w szkole kolegów i koleżanki równe sobie. Z tego powodu i też dlatego, że nauczyciele są dla nich jak własne matki i ojcowie, dziecko przychodzi do szkoły chętnie, znajduje tam miłość i zrozumienie. Każde dziecko z naszej szkoły, może być najbiedniejsze, ma w sobie mnóstwo radości. Dziecko, które kończy naszą szkołę wyrasta na dumnego człowieka. Nasze dzieci nie staną się obcymi dla swoich ojców i matek. Dążą jedynie do pokoju. Z tego tylko powodu nasza szkoła zasługuje nie tylko na miłość mnie samej, ale także miłość wszystkich.

Ruchla Lerer, klasa 6.

Dzieci ze szkoły im. Pereca na wycieczce na placu Litewskim (zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma w Warszawie).


Więcej o wystawie Żydzi w Polsce w artykule Adama Kopciowskiego Zapomniana wystawa o dawnym Lublinie

Więcej o Domu Ludowym im. I.L. Pereca