Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Teatr NN

Pożegnanie Romana Litmana

W ubiegłym tygodniu pożegnaliśmy Romana Litmana, wieloletniego przewodniczącego lubelskiej filii Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, członka Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, opiekuna i strażnika dziedzictwa żydowskiego w Lublinie i jednego z ostatnich mieszkańców naszego miasta, którego językiem ojczystym był jidysz.

Na zdjęciu Roman Litman na ceremonii zamknięcia Zjazdu Lublinerów w 2017 roku, fot. M. Butryn. Poniżej wiersz Jakuba Glatsztejna Niszt di mejsim lojbn got (jid. Umarli nie chwalą Boga), fragment ekspozycji na wystawie stałej w Bramie Grodzkiej, czyta Roman Litman.

 

Dla wielu osób zajmujących się w Lublinie historią Żydów Roman Litman od zawsze był swoistym drogowskazem, punktem odniesienia, nieocenionym konsultantem i wyrazicielem głosu społeczności żydowskiej. I rzeczywiście, chociaż urodził się w 1933 roku w Łęcznej, w nowym, powojennym Lublinie był w zasadzie od samego początku, a w jego życiu odbijały się niemal wszystkie zjawiska towarzyszące powojennej historii Żydów. Kiedy w 1945 roku z rodziną znalazł się w Lublinie, ich pierwszym mieszkaniem była noclegownia w Domu Pereca na Czwartku — tym samym, który był pierwszym przystankiem dla tysięcy innych repatriantów ze Związku Radzieckiego i nielicznych ocalałych w Polsce oraz kuźnią odbudowy społecznego i politycznego życia żydowskiego w Lublinie. Jako młody chłopak uczył się w Szkole Powszechnej przy Wojewódzkim Komitecie Żydowskim – pierwszej i ostatniej żydowskiej placówce oświatowej w powojennym Lublinie – i angażował w działalność żydowskich organizacji skautowych, które wówczas w Lublinie jeszcze działały i były niejako namiastką i przedłużeniem bogatego życia sprzed II wojny światowej.

Uczniowie Szkoły Powszechnej przy WKŻ ze swoją nauczycielką, Krystyną Modrzewską (1947). Roman Litman stoi drugi od lewej. Zbiory Rywki Lustig.

Świadectwo szkolne Romana Litmana (1947), zbiory Romana Litmana.

Chociaż jego samego nie dosięgły brunatne macki Marca 1968, dalsze życie Romana Litmana naznaczyły pomarcowy marazm i wieloletnie wyciszenie życia żydowskiego w Lublinie. Wraz z odwilżami i przemianami, kiedy w latach 80. tematy żydowskie zaczęły być znowu podejmowane, zaangażował się w ochronę pamięci o lubelskich Żydów. Po śmierci Symchy Wajsa w 1999 roku, to on wziął na swoje barki ratowanie tego, co po Żydach lubelskich pozostało — wspólnie ze Zbigniewem Dobkowskim organizował pierwsze upamiętnienie tzw. Umschlagplatzu na ul. Zimnej (tablicę zamontowaną w 2001 roku w ścianie nieopodal dawnej rampy kolejowej), był również mocno zaangażowany w sprawę pomnika Ofiar Getta do 2006 roku znajdującego się przy ul. Świętoduskiej i szereg innych działań na rzecz historii Żydów z Lublina. Niektóre z nich może dało się przeprowadzić inaczej lub w innej skali, ale działał w takich a nie innych warunkach i z pewnością wszystko, co robił wynikało z poczucia głębokiej troski i odpowiedzialności.

Roman Litman brał udział chyba we wszystkich uroczystościach i działaniach Ośrodka na rzecz historii i pamięci o Żydach lubelskich. Nie tylko jako widz czy uczestnik, przede wszystkim służył radą i nie bał się wyrażać swojego zdania, często krytycznego, jeśli uważał, że coś nie przysłuży się sprawie. Czy tego chciał, czy nie, pod koniec życia dla wielu stał się symboliczną figurą niemal ostatniego Żyda w Lublinie, patriarchy i dziedzica wielowiekowej tradycji. Ale z pewnością nie nosił się po patriarszemu, nie budował wokół siebie muru, nigdy się nie wywyższał, na ile pozwalało mu zdrowie i siły zawsze starał się pomóc i do wielu działań podchodził z wyrozumiałością.

Tablica zamontowana na tzw. Lubelskim Umschlagplatzu.

Szybko zabrakłoby miejsca na wyliczenie wszystkich zasług i działań, w które angażował się Roman Litman. Ja znałem go przede wszystkim jako uczestnika cotygodniowych spotkań jidisz-tisz, organizowanych na UMCS przez prof. Monikę Adamczyk-Garbowską i prof. Adama Kopciowskiego. Na spotkania, w których uczestniczył do ostatnich swoich dni, przychodził zawsze – zawsze przygotowany, zawsze z wydrukowanym tekstem, który akurat czytaliśmy, zawsze zainteresowany. Dla nas, którzy język poznawaliśmy już w dorosłości, niezwykłą przyjemnością było wsłuchiwanie się w jego piękny akcent, łagodny ton i tembr, które sprawiały, że język żydowski na chwilę ożywał w tym skromnym pokoju na UMCS. Był nieocenionym konsultantem, który czuł i rozumiał subtelności swojego ojczystego języka oraz znał konteksty, które wymykały się wielu słownikom. Przy tym potrafił przynieść na zajęcia szable i szczecinę dzika, stare zdjęcia lub dokumenty i ni stąd, ni zowąd zacząć jakąś anegdotę.

Roman Litman był inżynierem, zaprojektował i zbudował większość powojennych mostów w Lublinie, po których mieszkańcy codziennie pokonują brzegi Bystrzycy. Podczas swojego długiego życia wybudował także inny most – pomiędzy żydowskością a polskością, na którym każdy był mile widziany.

Rozmowa wolontariuszki z Niemiec Maike Limprecht z Romanem Litmanem, Lublin 2005, fot. J. Zętar.