„Prorok” w Lublinie
Dwudziestego szóstego listopada 1931 roku na trasie swojej podróży po Polsce w Lublinie gościł jeden z najważniejszych poetów żydowskich, pionier i odnowiciel współczesnej poezji hebrajskiej – Chaim Nachman Bialik (1873-1934). Dla jednych było to najważniejsze wydarzenie kulturalne dekady, dla drugich farsa i policzek – i wcale nie chodziło o jakieś antysemickie wybryki, obie postawy dotyczyły lubelskich Żydów.
Bialik, fragment afisza zapowiadającego łódzkie obchody rocznicy śmierci poety, 1937, Biblioteka Narodowa
Bialik urodził się pod koniec XIX wieku w mieścinie pod Żytomierzem na Wołyniu. Jak wielu Żydów w tamtych czasach z jednej strony odebrał bardzo tradycyjne wykształcenie religijne, a z drugiej już od wczesnej młodości interesował się literaturą europejską. Chyba największy wpływ wywarła na niego Odessa, już wówczas metropolia i wielkie centrum nowoczesnej kultury żydowskiej, do której przeniósł się po opuszczeniu jesziwy w prowincjonalnym, białoruskim Wołożynie. Później przez jakiś czas mieszkał pod Kijowem, w Berlinie, aż w końcu w latach 20. przeniósł się do Palestyny i zamieszkał w Tel Awiwie. Tworzył zarówno w jidysz jak i po hebrajsku, ale to właśnie twórczość hebrajska przyniosła mu największą sławę. A chociaż jego aszkenazyjska wymowa utrudniała odbiór jego poezji przez palestyńskich Sefardyjczyków, nie zmienia to faktu, że już przed wojną był jednym z najwybitniejszych poetów hebrajskich, a dziś uważany jest powszechnie za wieszcza narodowego Izraela.
Chaim Nachman Bialik, fot. Zoltan Kluger, 1932, Wikimedia Commons
10 lir izraelskich z podobizną Bialika, 1968, Bank Izraela, Wikimedia Commons
Organizatorem spotkania z Bialikiem w Lublinie była hebrajska szkoła Tarbut (hebr. Oświata) z siedzibą przy ulicy Staszica 22, ale dość szybko nabrało ono charakteru niemal żydowskich uroczystości narodowych. Już od połowy miesiąca wizyta była stale anonsowana w prasie żydowskiej (zarówno w „Lubliner Tugblat”, jak i „Lubliner Unzer Express”). W mieście powołano specjalny komitet powitalny, w skład którego wchodzili Zylber, Alter, Bromberg, Holenberg i Pasternak ze środowisk syjonistycznych. Na łamach prasy podawano szczegółowy program uroczystości, a samego Bialika nazywano wprost promieniem światła i największym żydowskim duchem, przybywającym w trudnych czasach z księgą w dłoni by wesprzeć i wzmocnić lubelskich Żydów.
Uczniowie i nauczyciele szkoły Tarbut w Lublinie, 1933, Dos buch fun Lublin
Okładka jidyszowego tomu Poezje Bialika, Warszawa, 1913, Internet Archive
Na łamach dziennika „Lubliner Tugblat” zdano wnikliwą relację z pobytu poety w mieście, a datę 26 listopada gazeta okrzyknęła Dniem Bialika. Podobno już od godziny 12 w południe na dworcu zaczynały gromadzić się delegacje różnych organizacji syjonistycznych, komitet powitalny, przedstawiciele Gminy Żydowskiej oraz tłumy ludzi. Pociąg, którym Bialik podróżował z Warszawy, wjechał na peron w Lublinie planowo o godzinie 12:45. Poeta przywitał się jedynie z przedstawicielstwem komitetu powitalnego, po czym próbował wymknąć się z dworca, aby uniknąć zorganizowanej na jego cześć parady. Młodzież uczestnicząca w paradzie okazała się jednak szybsza i pospieszyła na plac dworcowy, witając go gromkimi okrzykami po hebrajsku. Następnie Bialik udał się do szkoły Tarbut, gdzie przywitał się z uczniami i nauczycielem Białobłockim. Z Tarbutu skierował się do hotelu Victoria na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Kapucyńskiej, gdzie około godziny 15 wydano na jego cześć uroczysty obiad.
Dworzec kolejowy w Lublinie, w tym miejscu w listopadzie 1931 roku odbyła się uroczysta parada ku czci Bialika, fot. Franciszek Litwińczuk, zbiory Wojciecha Turżańskiego, OBGTNN
Ruiny hotelu Victoria w roku 1939, kilka lat wcześniej zatrzymał się tu Bialik, OBGTNN.
O godzinie 21 w kinie Corso miał rozpocząć się odczyt Bialika, jednak przed gmachem zgromadziło się tak wiele publiczności, że pierwszą połowę zdołano wpuścić dopiero koło 22, a niekończące się powitania trwały do godziny 23. Bialika witali przedstawiciele różnych organizacji i stowarzyszeń, przede wszystkim o zabarwieniu syjonistycznym, a także – na co miał szczególnie czekać – dzieci ze szkoły Tarbut. Publiczność zareagowała na Bialika gorącymi owacjami. Prasa pisała, że wielu widzów przyniosło ze sobą lornetki, aby jak najlepiej obserwować wieszcza z trybun kinoteatru.
Grubo po godzinie 23 Bialik wreszcie przemówił, chociaż ze względu na przedłużające się powitania i wiwaty musiał skrócić swoje wystąpienie. Wygłosił referat Wojna o język w historii narodu żydowskiego, którego podstawową tezą według „Lubliner Tugblatu” było:
Język jidysz to tylko jeden z epizodów w historii narodu żydowskiego, natomiast hebrajski jest wiecznością. Język jest owocem kraju i narodu, ziemi i ludzi. Hebrajski jest normalnym i naturalnym owocem narodu żydowskiego i jego kraju – Erec Israel.
(Der Bialik-tog in Lublin, „Lubliner Tugblat”, nr 275 , 27 listopada 1931, przeł. Piotr Nazaruk)
Według „Tugblatu” najistotniejsze nie było jednak, co Bialik miał do powiedzenia (jego stanowisko w dyskusji o języku żydowskim było powszechnie znane), ale sposób, w jaki mówił. Jego słowa miały „błyszczeć”, zachwycał podobno bardzo obrazowym, lirycznym i filozoficznym sposobem referowania, który jednocześnie był bardzo prosty i zrozumiały. Być może Bialik przekonał tego wieczoru niejedną osobę do intensywnej nauki hebrajskiego, ale jak na ironię swoje płomienne wystąpienie wygłosił… w jidysz.
Scena w kinoteatrze Corso, na której wystąpił Bialik, OBGTNN
Widownia kinoteatru Corso, OBGTNN
Nieco inaczej wizytę Bialika w Lublinie opisała bundowska gazeta „Lubliner Sztyme”, która miała charakter antysyjonistyczny i jeśli nie anty-hebrajski, to z zasady pro-jidyszowy. Nazajutrz, 27 listopada, ukazał się na jej łamach ironicznie zatytułowany artykuł Der „nawi” in Lublin (jid. „Prorok” w Lublinie), w którym wyśmiewano uduchowioną atmosferę i budowanie napięcia wokół wizyty, a poetę przedstawiono jako przede wszystkim biznesmena. Gazeta pisała:
Pewnie wiecie, że Bialik jest nie mniej a «prorokiem». «Prorokiem», który prowadzi dużą drukarnię i jest już nie tyle pisarzem, co wydawcą książek hebrajskich. Objeżdża on teraz Polskę i wyprzedaje stare towary, które zalegają u niego w piwnicy i na półkach, a jego «proroctwo» brzmi: Kiedyś, jeśli Bóg pozwoli, «żargon» [język jidysz – przyp.autora] wymrze i na świecie pozostanie tylko język hebrajski. Rozumie się zatem, że już dziś trzeba kupować książki hebrajskie, a najlepiej te, które od tylu już lat zalegają w piwnicy Bialika.
(H., Der „nawi” in Lublin, „Lubliner Sztyme”, nr 48, 27 listopada 1931, przeł. Piotr Nazaruk)
Tych kilka drobnych złośliwości nie powinno dziwić, gazeta popierająca Bund i świecką kulturę żydowską opartą o język jidysz nie mogła wszak przejść do porządku dziennego nad słowami o „żargonie”. Z drugiej strony bundowcy nie bez satysfakcji odnotowali słowa, które Bialik rzekomo wygłosił w szkole Tarbut. Miał wówczas powiedzieć:
Lublin mnie rozczarował, wielce mnie rozczarował… Żeby w mieście takim jak Lublin do Tarbutu uczęszczała ledwie setka dzieci? To wstyd! A donoszą mi, że do Żydowskiej Szkoły Ludowej [z wykładowym językiem jidysz – przyp.] prowadzonej przez Żydowską Organizację Szkolną uczęszcza ponad 400 dzieci! Czy nie powinniśmy się wstydzić?
(H., Der „nawi” in Lublin, „Lubliner Sztyme”, nr 48, 27 listopada 1931, przeł. Piotr Nazaruk)
Dom Bialika w Tel Awiwie, lata 20, Wikimedia Commons
Z wizyty Bialika w Lublinie nie zachowały się żadne znane fotografie, choć nie można wykluczyć, że uczestniczyli w niej fotoreporterzy. Nawet jeżeli relację w „Lubliner Tugblat” nieco podkoloryzowano, nie ulega wątpliwości, że odczyt takiej osobistości był wielkim wydarzeniem. Bialik zresztą „otarł się” o literacką nagrodę Nobla, tym bardziej więc warto pamiętać o jego krótkiej wizycie w Lublinie. Warto mieć też świadomość, że Żydzi lubelscy nie byli monolitem i wewnątrz tej społeczności istniały bardzo silne podziały ideologiczne i kulturowe. Co dla Bialika było „naturalnym owocem narodu żydowskiego”, dla innych stanowiło wówczas odległą i obcą ciekawostkę.