Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Teatr NN

Przeciw Trachtenbergowi

„Wokół żydowskiego teatru plączą się niezliczeni osobnicy i osobniczki, w gruncie rzeczy analfabeci, beztalencia bez żadnego zrozumienia rzeczy, dzikusy i gbury, którzy nie potrafią powiedzieć słowa po żydowsku, a pragną tytułować się mianem żydowskich aktorów i grać żydowskie sztuki”.

Loża teatru Panteon w okresie międzywojennym, zbiory Cipory Trachtenberg Fiszer.

Tak w kwietniu 1928 roku o sytuacji w teatrze żydowskim w Lublinie, zawiadowanym wtedy przez Herszkowicza i Trachtenberga, pisała gazeta „Lubliner Sztyme”, miejscowy organ lewicowego Bundu. Czy Szloma Herszkowicz (1885-1942?), pochodzący z Łodzi aktor i reżyser, był dzikusem i gburem – tego ocenić nie sposób. Na pewno nie był natomiast analfabetą i beztalenciem, wręcz przeciwnie – należał do pionierów teatru żydowskiego w Lublinie, pierwsze kroki nad Bystrzycą (dosłownie) stawiając jeszcze za czasów okupacji austriackiej na deskach teatru Rusałka. Potem, w 1919 roku, podjął się roli najemcy, impresario czy też kierownika artystycznego teatru Panteon, obecnego Teatru Starego, zaprowadzając na jego scenę lekkie, popularne i wzruszające komedie, operetki i melodramaty. Razem z Herszkowiczem do branży impresaryjnej w Panteonie wszedł Sumer Trachtenberg (1886-1942?), kupiec i właściciel pracowni plisowania przy Koziej 2, który, nie mając ambicji albo zdolności do rozwijania kariery na polu dramatopisarskim, reżyserskim czy aktorskim, poświęcał się chyba wyłącznie działalności impresaryjnej. Także on nie był analfabetą i z pewnością nie brakowało mu talentów, a chociaż nikt dziś nie pamięta ani o Herszkowiczu, ani o Trachtenbergu, obaj naprawdę zasłużyli się dla lubelskiej kultury, karmiąc zbolałe serca lublinian setkami jidyszowych sztuk. O co więc poszło i dlaczego tak ostro pisała o tym prasa?

Sprawa zaczęła się w styczniu 1928 roku, gdy w lubelskich gazetach ukazały się anonse zespołu pod kierunkiem M. Trilinga, który na zaproszenie Trachtenberga miał dać w Panteonie kilka występów. Tak to już w Lublinie było, że chociaż przy Jezuickiej stał żydowski teatr, a potem działały i inne, oglądano tu prawie tylko artystów przyjezdnych. Był to fakt uciążliwy i wstydliwy, bo chociaż Lublin był miastem sporym, z dużą społecznością żydowską i wielkimi tradycjami (również teatralnymi, bo właśnie tu, jeszcze w XIX wieku grano jedne z pierwszych przedstawień w jidysz w Polsce), z powodu biedy i ogólnego zastoju, również intelektualnego, nie był w stanie wytworzyć i utrzymać prawdziwej żydowskiej sceny. Sprawa ciągnęła się przez cały okres międzywojenny i mimo różnych prób nigdy nie znalazła szczęśliwego zakończenia. W styczniu 1928 roku problem leżał jednak gdzie indziej – trupa pod kierunkiem Trilinga nie była uzwiązkowiona.

Teatr Panteon przy Jezuickiej (po lewej) w okresie międzywojennym, Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Zapowiedź występów trupy M. Trilinga w Panteonie, „Lubliner Tugblat”, 27 stycznia 1928, zbiory JIWO: „W piątek 3-go zaczną się gościnne występy Wileńskiej Żydowskiej Trupy pod kierunkiem znanego artysty i reżysera, a także »premiera« wileńskiego teatru ludowego M. Trilinga z udziałem pierwszorzędnych artystek i artystów. Kierownictwo artystyczne: Trachtenberg”.

„Z wydania »Lubliner Tugblat« z dnia 27 b.m. – komunikowała do Lublina już dzień później warszawska centrala Związku Zawodowego Artystów Żydowskich w Polsce – dowiedzieliśmy się, że w Lublinie ma wystąpić jakaś Wileńska Żydowska Trupa Operetkowa pod kierunkiem Trilinga. Jako że trupa ta nie jest skupiona w naszym związku, a w zasadzie to nie jest w ogóle żadną trupą teatralną, prosimy abyście w naszym imieniu zakomunikowali w lubelskiej prasie co następuje: trupa ta nie ma nic wspólnego ze Związkiem Zawodowym Artystów Żydowskich w Polsce; składa się ona z osób, które nie mają żadnych związków z teatrem i organizacja nasza nie uznaje ich za artystów; osoby te podszywają się pod Wileńską Żydowską Trupę Operetkową, jako że prawdziwa Wileńska Żydowska Trupa Operetkowa przebywa dzisiaj we Lwowie, a sama nie ma możliwości zareagować na to oszustwo; członek naszego związku M. Triling zostanie zawieszony w prawach członka w związku z działaniami, które stoją w sprzeczności z naszymi celami. […] Akcja, którą prowadzimy w całej Polsce przeciwko niezwiązkowym trupom teatralnym musi zostać przeprowadzona również w tak ważnym ośrodku proletariackim, jakim jest Lublin. […] Równie ważna jest dla nas postawa prasy i prosimy, abyście w naszym imieniu dopilnowali aby lubelskie gazety nie wspierały trup niezwiązkowych i nie publikowały ich zapowiedzi oraz recenzji” (Archiwum JIWO, Dokumenty Związku Zawodowego Artystów Żydowskich w Polsce, sygn. 13/164).

Związek Zawodowy Artystów Żydowskich w Polsce (często po prostu Artistnfarajn) był w 1928 roku organizacją z 10-letnim stażem i wieloma oddziałami, w tym również w Lublinie. Celem jego działalności było rzecz jasna dbanie o prawa pracownicze artystów scenicznych, godziwe gaże, odpowiednie warunki pracy, ale również czuwanie nad poziomem artystycznym żydowskiego teatru. Z tego względu, jak pisał Rafał Żebrowski, usuwano z niego członków nieposiadających kwalifikacji oraz wprowadzono system egzaminów i stopni członkowskich. Była to organizacja silna, skupiona w Krajowej Radzie Klasowych Żydowskich Związków Zawodowych, dysponująca środkami finansowymi pobieranymi z procentów od biletów i chociaż nie reprezentowała całości żydowskiego środowiska artystycznego w Polsce, dzięki szerokim kontaktom dysponowała istotnymi możliwościami wpływu. Tak było i tym razem – pod naciskiem związku przedstawienia rzekomej Wileńskiej Żydowskiej Trupy Operetkowej zostały odwołane, Triling natomiast ukorzył się przed macierzystą organizacją i obiecał sumiennie opłacać należne procenty. 

Plan rekonstrukcji teatru „Panteon” przy Jezuickiej w Lublinie, Archiwum Państwowe w Lublinie, Urząd Wojewódzki Lubelski, sygn. 1496.

Sprawa powtórzyła się jednak już dwa miesiące później, kiedy do występów u Trachtenberga szykowała się kolejna niezwiązkowa trupa, tym razem pod kierunkiem Szlomy Herszkowicza. Lubelski oddział Artistnfarajnu zareagował szybko. Dziesiątego marca 1928 roku wystosowano do Warszawy meldunek o zaistniałej sytuacji z prośbą o pilną interwencję. Chodziło przede wszystkim o przekonanie Centralnej Rady Żydowskich Związków Zawodowych w Lublinie oraz jej Wydziału Kultury aby wszelkimi możliwymi środkami doprowadziły do zdjęcia niezwiązkowej trupy z afisza. Zawiadomiono również wpływowych działaczy Bundu – Belę Szpiro i Lejbę Lerera, spodziewając się, że sprawę uda się załatwić szybko i dyplomatycznie. Temat poddano także lewicowej prasie i wkrótce na łamach „Lubliner Sztyme” ukazał się ostry, chociaż nie wymieniający nikogo z nazwiska artykuł o „bezpańskich”, niezwiązkowych trupach teatralnych i szkodach, jakie żydowskiej kulturze wyrządza ich wspieranie. Spekulowano nawet, podpierając się autorytetem ławniczki miejskiej Beli Szpiro, że miasto może wyasygnować dla teatrów żydowskich pewne subsydia, pod warunkiem rzecz jasna, że te będą zapraszać zespoły skupione w związku lub zechcą zorganizować artystów miejscowych.

Wydaje się, że w toku rozmów z Trachtenbergiem udało się w końcu wypracować jakieś porozumienie, w którym pisemnie zobowiązał się do zerwania współpracy z Herszkowiczem. Była to jednak tylko gra na zwłokę, bo ani Herszkowicz nie zszedł ze sceny, ani gazety nie przestały publikować anonsów jego trupy. Czternastego kwietnia związek zawodowy zagroził zatem upublicznieniem całej sprawy, zerwaniem wszelkich kontaktów z Trachtenbergiem i ogłoszeniem bojkotu jego teatru. Wówczas do gry, już na poważnie i bez przelewek, wkroczyła Bela Szpiro. Na czym dokładnie polegała jej rola i jakie prowadziła z Trachtenbergiem rozmowy – to już na zawsze pozostanie chyba tajemnicą, ale kiedy sprawa przycichła centrala związku nie ustawała w podziękowaniach za jej wyłączne wysiłki w celu rozwiązania konfliktu. Po dwóch dniach rozmów impresario się ugiął – przedstawienia zostały przerwane, a on sam pojechał tłumaczyć się do Warszawy. 

Podobne sprawy powtarzały się i później, bo dyrektorzy czy impresario teatrów dla zysków i wygody woleli obchodzić przepisy, nie odprowadzać należnych procentów i zatrudniać niezwiązkowych aktorów, którzy nierzadko byli zwykłymi amatorami. Związek zawodowy, dziś powiedzielibyśmy pracowników sektora kultury, zawsze stał jednak na straży interesów swoich członków i czuwał nad respektowaniem ich praw. W przedwojennym Lublinie była to organizacja niewielka, nieporównanie mniejsza od związków zawodowych robotników i pracowników innych branż, ale i ona, dzięki swojej nieugiętej postawie i życzliwości wpływowych zwolenników, miała na swoim koncie szereg sukcesów. W 1928 roku sprawę załatwiono po cichu przede wszystkim dlatego, że Trachtenberg zdecydował się na kompromis i współpracę. Uniknął tym samym skandalu, który wybuchłby po ujawnieniu konfliktu w prasie, a ta z całą pewnością ucieszyłaby się na aferę z dyrektorem Trachtenbergiem w roli głównej.