Philobiblion lubelski (2) Pierwszy lubelski księgarz
Przed tysiącem pięćdziesięciu laty książę Polan, Mieszko I, z całą swoją dziedziną przyjął chrzest święty. Otworzył swoje władztwo dla wiary chrześcijańskiej. A przyjmując nową religię przyjął też księgę, na której ona się opiera. Wraz z klerem i mnichami przyszły na ziemie polskie książki. Przyszła sztuka czytania i pisania, przyszło bibliofilstwo, czyli ksiąg umiłowanie i gromadzenie. Lublin znalazł się w granicach państwa Piastów. Wieść gminna głosi, że najstarszym kościołem w naszym mieście jest kościół świętego Mikołaja na Wzgórzu Czwartkowym, który podobno ufundowanym został właśnie za czasów mieszkowych. Możemy śmiało przypuszczać, że przy tej świątyni zaistniał pierwszy lubelski księgozbiór.
Zapewne niewielki, z kilku zaledwie foliałów złożony, bo i kodeksy średniowieczne do tanich nie należały, a i łatwo dostępne nie były. Po wielu latach w siedzibie archidiakona, księgi stanowiły zapewne część skarbca. Następne przywieźli ze sobą dominikanie. I tak powoli, powoli społeczność naszego miasta oswajała się ze słowem pisanym i z nauką. Pojawiły się szkoły. Handlowe emporium jakim był Lublin, między XV a XVII wiekiem, goszczące w swych murach kupców z całej ówczesnej ekumeny nie mogło być ksiąg pozbawionym.
Przywożono więc podróżne woluminy w oprawach sakwowych, takie co to słowo święte sączyły w duszę w czas długiej drogi przez „pół świata”, które dzięki przykładom drogę żywota chwalebnego wskazać miały. Pośród bogatych mieszczan i pośród światlejszego rycerstwa zaczęły się pojawiać pierwsze odpisy modlitw, a potem inne książki do zbawienia duszy niezbędne, tworzące zaczątki pierwszych, prywatnych księgozbiorów. Tak to się zaczęło.W wieku XVI istniało już sporo prywatnych bibliotek. Ba! Działała już zapewne jakaś książnica miejska, do której część swych zbiorów przekazał zapisem testamentowym niejaki Tomasz, pisarz miejski, w roku Pańskim 1536.
Kto pierwszy zaczął księgami handlować na placu przed lubelskim ratuszem tego nie wiemy, ba, tego nie dowiemy się nigdy! Za pierwszego lubelskiego księgarza uznać nam wypada Zacheusza Kessnera, który to raczył był otworzyć w Lublinie filię swojej krakowskiej księgarni gdzieś pod koniec XVI wieku. Umieścił ją w „domu pode lwami” na rogu lubelskiego Rynku, który należał podówczas do Gabriela Zaborowskiego – zięcia możnej i światłej rodziny Lubomelskich. Zdecydowawszy się na ten krok musiał pan Zacheusz znać nieźle lubelskie warunki i potrzeby klientów, których do tej pory zaopatrywali wędrowni księgarze, przekupnie rozkładający swe kramy i „budy” w czas słynnych, bogatych, ludnych i gwarnych jarmarków lubelskich. Pan Zacheusz był kupcem poważnym, szanowanym i bogatym. Był księgarskim potentatem w naszej części kontynentu. Handlował z miastami niemieckimi, węgierskimi, włoskimi a nawet helweckimi. Krom ksiąg sprzedawał też papier, być może lubelski, na Ruś, na Litwę, a może i dalej na wschód. A kim był i skąd się wziął zaraz wyjaśnić nam przyjdzie. Owórz Zacheusz Kessner przybył do Krakowa na długo przed 1560 rokiem z któregoś z niemieckich miast. Pierwotnie był faktorem – agentem handlowym poznańskiego bibliopoli, czyli księgarza, Jana Patruusa syna. W osiem lat później stał się już znanym księgarzem. 14 VIII 1570 roku przyjął obywatelstwo i wkrótce był jednym z najzamożniejszych krakowian posiadającym kilka kamienic i płacącym ponad 3 floreny, czyli ponad 10 deko złota, z tytułu podatku od zysku handlowego.
Mając filie w Lublinie i Zamościu pryncypał potrzebował plenipotenta i znalazł takiego w osobie Jana Policjusza z Gdańska, który doskonale poprowadził filię zamojską i dość często gościł w naszym mieście, podobnie zresztą jak i sam Kessner. O skali „przedsiębiorstwa” najlepiej świadczą zapisy w dawnych aktach. Tuż przed śmiercią, wiosną 1602 roku, odebrał pan Zacheusz transport 2300 książek starannie oprawnych w świńską skórę przez lubelskich introligatorów. A po jego zgonie, wdowa po nim, Katarzyna, odziedziczyła niebagatelny zbiór 5318 tytułów w około 15 500 egzemplarzach w krakowskiej centrali. W filii lubelskiej pozostał zaś zbiór złożony z ponad 1400 tytułów. Tu westchnąć wypadnie, „ach gdzież są niegdysiejsze śniegi”! Konia z rzędem temu kto znajdzie w dzisiejszym Lublinie księgarnię oferującą 1400 tytułów!
Pani Katarzyna prowadziła księgarnię krakowską jeszcze w 1621 roku, o lubelskiej filii źródła milczą więc przyjąć możemy, że została zamkniętą. Na koniec dodajmy, że pierwszy księgarz lubelski „lubował się w dziełach poważnych” z zakresu: medycyny, prawa, astronomii i astrologii, geografii i botaniki, z filozofii, historii, muzykologii i militariów. Nie obcym był mu też dział podręcznikowy, w którym królowały łacińskie gramatyki, retoryki, wielkie i małe słowniki łacińskie, greckie i hebrajskie. Miał też na stanie kalendarze i literaturę straganową, ot takie renesansowe czytadła. Oczywiście najobszerniejszym był dział religiozów, w którym mieszały się teksty jezuickie z kacerskimi. Chociaż sam bibliopola był luteraninem, a nawet starszym zboru, to nie przeszkadzały mu tytuły zwalczające jego Kościół, i oferował publiczności literackiej dzieła polemiczne papistów, jak i teksty zwolenników reformacji, ale taka była Rzeczpospolita, której władca nie bez kozery mawiał że, „nie jestem królem waszych sumień”. Ale to już „temat na całkiem inne opowiadanie”.