Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Na blogu Ośrodka „Brama Grodzka -Teatr NN” opowiadamy o naszej codziennej pracy: o opiece nad pamięcią Lublina i Lubelszczyzny, poszukiwaniu śladów przeszłości, działaniach kulturalnych i edukacyjnych, sile wolnego słowa i Innym Lublinie. Tu też znajdziecie wpisy o wyjątkowych spotkaniach i niesamowitych ludziach, z którymi mamy szczęście współpracować. Te „opowieści z Bramy” snują dla Was pracownicy działów Bramy Grodzkiej, Trasy Podziemnej i Domu Słów.

Teatr NN

Philobiblion lubelski (3) Kot na ulicy Zielonej

„Sic transit gloria mundi” czyli przemija chwała – wielkość świata, jakże ta sentencja łacińska pasuje do śladów po ludziach, których już nie stało, którzy powędrowali najdłuższą z dróg. Jak długo przetrwa pamięć po nich? Jedno pokolenie, dwa, trzy może? A czy aby nie chwilę, nie rok jeno? Jak znaleźć ślad? Jak zachować ich w pamięci, kiedy świat mknie jak oszalały! Gdy informacja goni informację! Nowinka prześciga nowość! Pytania, pytania, pytania. Ale przecież to „philobiblion”, czyli rzecz o ksiąg miłowaniu i ludziach, którzy księgom szmat życia poświęcili. A więc do rzeczy!

Kilka miesięcy temu obeszliśmy smutną, pierwszą rocznicę śmierci, może już ostatniego lubelskiego artysty z bożej Łaski, Andrzeja Kota – typografa, liternika i grafika. Jeszcze na księgarnianych półkach cieszy oczy piękny album „Ot-Kot” opracowany i wydany przez Jarosława Koziarę. W internecie jest kilka kocich stron, ale jakoś tak czuje się, że już druga rocznica Jędrusiowej śmierci minie bez echa, a następne…?! Trwają spory jak utrwalić kocią pamięć, jak sprawić aby w mieście Lublinie Andrzej Kot nie umarł wszystek. Pociąga pomysł naturalnego pomniczka wędrującego po Grodzkiej Andrzeja. Urzeka wizja kociej fasady na jednej ze staromiejskich kamieniczek. Raczej nie przekonuje mnie idea ulicy Andrzeja Kota. Ale czy my aby nie zapomnieliśmy że jest jeszcze w śródmieściu autentyczny, oryginalny koci ślad?

Gdzie on? Ano na murze przed kościołem świętego Jozafata, który stoi w miejscu dawnej cerkwi greckiej czyli podległej patriarchatowi w Konstantynopolu, a wystawionej w tym miejscu przez kupców helleńskich pewnie przywożących do Lublina słodką małmazyję, w 1786 roku. Czyli na ulicy Zielonej, pod numerem 5. Zwracają tu uwagę przechodnia kocie litery w napisy i ligaturę ujęte, okraszone zabawnymi formami plastycznymi. Napis podniszczony, zabrudzony nowymi sprejowymi bazgrołami, staje się takim namurnym palimpsestem.

Stare i nowe napisy będą powoli blakły tracąc czytelność, aż w końcu ktoś zamaluje je, lub pokryje nową warstwą tynku, jak to się stało z kocim alfabetem na ścianach przejścia wiodącego na malowniczą uliczkę Ku Farze. Ale teraz widać jeszcze całkiem wyraźnie, że koci mural był szyldem i drogowskazem wiodącym ku „Galerii A”, sklepowi z antykami pani Małgorzaty Popek, który działał tu w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Andrzej zwykł był nazywać to miejsce lamusem historycznym i takiż tekst znalazł się też na muralu obok zabawnej ligatury „G.A” dokładnego adresu i informacji o skupie, sprzedaży i godzinach otwarcia. Te wszystkie napisy, jak to u typografa, to czerń i biel. „Lamus historyczny” zaś wypełnia białymi znakami czerwoną strzałkę wskazującą gdzie dokładnie sklepik ów się mieścił. A „Galeria A” było to jedno z wielu kocich przytulisk, czyli miejsc, gdzie szlifujący lubelskie bruki Andrzej był zawsze miłym gościem, co to i mocnej „herbancji” mógł się napić i papieroska z lubością wypalić i porozmawiać i porysować, jednym słowem pobyć!

Ale miejsce to, to jeszcze jedna, znacznie starsza historia. Historia domu pewnej lubelskiej rodziny, która zasłużyła się była dla kultury polskiej jak mało kto. Mianowicie parcela przy Zielonej 5 to część dawnego ogrodu, który na powierzchni dwóch mórg rozciągał się wokół malowniczego dworku stojącego przy ulicy Poczętkowskiej. Dom ów nabył, zaraz po ślubie z panią Marią z Gałeckich, pan Michał Arct, bratanek i wychowanek Stanisława Arcta starszego – księgarza lubelskiego, który w 1838 roku raczył był otworzyć pierwszą, lubelską księgarnię Arctów przy Krakowskim Przedmieściu, dając tym samym początek znakomitemu przedsiębiorstwu księgarsko-wydawniczemu, dzięki któremu mamy „Kuchnię Polską” i „Encyklopedię A-Z” i doskonałe słowniki języka polskiego, wiersze dla dzieci Marii Konopnickiej i co niemiara ważnych dla kultury narodowej ksiąg, książek i książeczek.

Państwo młodzi byli dobrze uposażeni, bo i stryj przekazał świetnie prosperującą księgarnię panu Michałowi. A i panna młoda wniosła w posagu nie byle jaką sumkę trzystu tysięcy rubli srebrem, jako że wywodziła się ze świetnego rodu lubelskich złotników. Ich dom pochodził jeszcze z czasów gdy ulica Poczętkowska była nieledwie jednym z lubelskich przedmieść. „Opowiadano o nim, że architekt zapomniał o schodach na pierwsze piętro i trzeba je było zbudować na zewnątrz. Połączono więc klatkę schodową z dużą, oszkloną werandą dostosowaną do proporcji budynku i stworzono estetyczną całość, doskonale harmonizującą z otoczeniem”.

Pośród ogrodu, który okalał dom i sąsiadował z murem koszar policji carskiej, prym wiódł kilkusetletni kasztanowiec o tak potężnym pniu, że trzech rosłych mężczyzn nie było w stanie go objąć splecionymi ramionami. Tu przyszły na świat dzieci państwa Arctów. Tu bawiły się i dorastały. Stąd co dzień pan Michał wędrował ku niedalekiej księgarni. I było tak aż do końca lat osiemdziesiątych XIX wieku, kiedy to Arctowie rozstali się z Lublinem i przenieśli do Warszawy. No i proszę jak zapętla się nam przestrzeń i czas. Wiek XIX, wiek XX. Lublin. Ulica Zielona. Arctowie, Andrzej Kot, a ponad nimi książka, którą umiłowali i której służyli, stając się jej skromnymi wyrobnikami.

 

Strona poświęcona Andrzejowi Kotowi: kliknij.