„Żmigród magiczny”
Pod koniec XX wieku, sporą sensację na naszym rynku wydawniczym wzbudziła książka włoskiego slawisty, Angelo Marii Ripelino, „Praga magiczna”. Opowieść o jednym z zacniejszych miast monarchii Habsburgów, w czasach jego szczególnego rozkwitu w II połowie XVI wieku, za lat panowania szalonego cesarza rzymskiego Rudolfa II Habsburga (1552-1612) inspiruje do opowiedzenia historii o niezwykłości i pospolitości, o bogactwie i ubóstwie, o wielkości i mizerii, o dziejach własnego miasta, ba własnej dzielnicy w której żyć nam przyszło.
Nasze miasto za rok doczeka się 700 rocznicy uzyskania praw miejskich. Opowieść o „Lublinie magicznym”, to temat na „zupełnie inne opowiadanie”, ale czemu by nie opowiedzieć o „żmigrodzkim pagórze”, na którym ma swoją siedzibę „Dom Słów”? Ba, czemu na taką opowieść snutą w czas spaceru, jakże malowniczymi stokami Żmigrodu, nie zaprosić publiczności i razem nie ruszyć w wędrówkę poprzez przestrzeń i czas?! Tu zauważmy, że przestrzeń to ograniczona, zamknięta od wschodu ulicą Misjonarską, od zachodu zaś Bernardyńską, ujęta jakby w ramy z dwóch klasztorów złożone. Północny jej kres, to szczyt wzgórza – ulica Królewska, dawniej Korcami i Traktem Lwowskim zwana, południowy, ostro spadający w dolinę Bystrzycy, stanowi ulica Zamojska. Czas zaś przed nami bardzo długi. Od Słowiańszczyzny, państwa pierwszych Piastów po wiek XX z jego wszystkimi nieszczęściami, ale i rozwojem technologicznym.
Opowieść i spacer po Żmiogrodzie zaczniemy sobie w najbliższą sobotę, o godzinie 11. Spotkamy się przy pałacu litewskiego magnata Ludwika Pocieja (1664-1730), przy ulicy Królewskiej 17, a dokładnie na samym rogu Królewskiej i Żmigrodu właśnie. Tu dowiemy się kto zacz Żmij, patron ulicy. Potem usłyszymy o wielkim kolegium ojców jezuitów, co to skanalizowane przed wiekami było, miało własny browar, drukarnię, księgarnię, zacną aptekę, a nawet teatr i rok w rok wypuszczało koło 500 nieźle wyedukowanych młodzianków, na chwałę „matce Kościołowi” i na pożytek „Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”. Poznamy tajemnicę żałosnego łkania największego z lubelskich dzwonów, któremu imię Jan dano. Usłyszymy historię miłosną z tragicznym wielce końcem, której bohaterem był młodziutki właściciel podlubelskiego Kraśnika i przepiękna królewna szwedzka.

Staniemy przed fasadami pałaców wielkich rodów i może dowiemy się co łączy „tłusty kark” cara Aleksandra I (1777-1825) z nazwą ulicy. Zatrzymamy się przed kamienicą gdzie w 1811 roku założono bibliotekę publiczną, która była przedsiębiorstwem akcyjnym! Przypomnimy sobie czym była pierwsza „Solidarność”. Spojrzymy na dom Mężyka, złotnika lubelskiego, któren pierwszą kamienicę na Korcach wystawił na samym początku XVII wieku. Zadumamy się chwilę nad „polskim losem” pod balkonem, z którego córka rosyjskiego generała i polskiej szlachcianki zagrzewała rodaków do wytrwania w oporze przeciw zaborcy.
Od strony kazimierzowskiej, Bramy Krakowskiej dotrze do nas gwar wielkich jarmarków lubelskich, otrzemy się jeno o bogate, wystawne i ludne miasto z czasów „złotego wieku”. Na rogu uliczki Koziej dostrzeżemy tłum lubelskich miłośników Melpomeny tłoczących się do XVIII-wiecznej komedialni. Omijając pałac Parysów, staniemy na placu Bernardyńskim, a dziś Wolności, na którym przed wiekami było miejskie miejsce kaźni, na którym to sprawiedliwość w cudowny sposób triumfować miała.
Miniemy miejsce gdzie niegdyś tanie kino wyświetlało filmy nieme w czasach gdy na wszystkich ekranach królował już dźwięk, a widzami jego bywali uczniowie szkół lubelskich założonych przy Bernardyńskiej po 1905 roku. Rzucimy okiem na niewielki kościółek sióstr bernardynek, który do niedawna służył ojcom jezuitom, a który przyozdobił lubelski malarz Barwicki. Znowu staniemy przed pałacem, który to z dala od murów miejskich dziad króla Jana III, Marek Sobieski (1550-1605) wystawić raczył, a który po dwu stuleciach niejaki Boczarski na młyn przerobił.

Dalej to już tylko klasztor, przez którego lokatorów generał namiestnik Józef Zajączek (1752-1826) do Lublina nie przyjechał, a niejaki Karol Rudolf Vetter (1810-1883) w jego podniszczonych i opustoszałych murach otworzył wielce zacny browar i wytwórnię przednich nalewek. Wspinając się ku archikatedrze poszukamy śladów po lubelskich arianach, zatrzymamy się przed reliefem z syreną z fal się wyłaniającą.
Usłyszymy co nieco o lubelskich farmazonach, a nade wszystko o zacnej loży „Wolność Odzyskana”. Dowiemy się jakie dzieło zainspirowało nieznanych muratorów budynków seminaryjnych do ozdobienia ich medalionami z podobiznami książąt i królów. Na samym rogu Misjonarskiej, u samych stóp archikatedry lubelskiej pochylimy się na chwilę wspominając żywot i śmierć tragiczną pana Hieronima Rafała Łopacińskiego (1860-1906), wyjątkowo dla Lublina zasłużonego.
Na koniec sam zejdziemy w dół urokliwym Żmigrodem. Tu spotkamy poetów z dwudziestolecia międzywojennego. Tu poznamy tragiczną historię drukarzy z Drukarni „Popularnej”. Zobaczymy pozostałości po pałacu Wrońskich, na miejscu którego stał sobie browar kupca Bartłomieja Helta (zm. po 1633), który dzięki przywilejowi królewskiemu otrzymał status pierwszej lubelskiej „jurydyki”, czyli uwolnił swoje włości na miejskich gruntach leżące od prawa magdeburskiego. Rzucimy jeszcze okiem na dawny pałac Małachowskich i Poniatowskich i na rogu Żmigrodu i Bernardyńskiej zakończymy tę naszą krótką peregrynację przez przestrzeń i czas.
Wypada jeno mieć nadzieję, że publiczności chcącej poznać „Żmigród magiczny” nie zabraknie i organizowane po raz drugi już w najbliższą sobotę spacery staną się tradycją. Raz jeszcze przypomnijmy! Sobota, 9 lipca, Dom Słów przy ulicy Żmigród 1 w Lublinie, godzina 11. Drugi spacer po Żmigrodzie magicznym”.