Cierpienia wynalazcy (Les Souffrances de l’inventeur)
Niemalże rok temu Izba Drukarstwa – Dom Słów zakupił wyposażenie ponad stuletniej francuskiej drukarni typograficznej (od sprzedawcy wiemy jedynie, że działała ona gdzieś na pograniczu francusko-niemieckim). Do tej pory nie udało nam się trafić na żaden trop wskazujący z jakiego miasta pochodziła drukarnia.
Główną częścią zasobu są oczywiście maszyny drukarskie, które, jako najbardziej cenne, były odpowiednio zabezpieczone przez sprzedawców. Dodatkiem było kilka chaotycznie spakowanych kartonów i skrzyń, które początkowo nawet nie zostały wymieniane podczas zawierania umowy kupna maszyn. Sprzedawcy uznali je za śmieci i niepotrzebny złom, dopiero dopytani o dodatkowe części czy drobne elementy z drukarni, wyciągnęli je z różnych kątów składziku.
W małych kasztach, które ocalały i zostały przy maszynach, znaleźliśmy bardzo ciekawe przykłady krojów pochodzących z paryskiej odlewni Deberny&Cie, której naprawdę fascynująca historia zasługuje na oddzielny tekst.
W pozostałych kilku kartonach znaleźliśmy czcionki wymieszane ze śrubami od maszyn i innymi odpadkami. Na pierwszy rzut oka można było to uznać za złom zecerski, ale dla nas takie „kopce” często stają się źródłem wielu ciekawostek i małych skarbów. Po skrupulatnym posegregowaniu tak zwanego „złomu” okazało się, że znajdują się tam piękne przykłady krojów z przełomu XIX i XX wieku, w dodatku bardzo rzadko widywane w naszych stronach. Domyślamy się, że pomieszanie czcionek to efekt wysypania nierozebranych składów, czyli mogą to być pozostałości matryc do ostatnich druków wykonanych w tej drukarni.
Pośród posegregowanych, niekompletnych zestawów czcionek wyróżniał się jeden krój –antykwa modernistyczna wysokości 36 punktów, w której brakowało jedynie pierwszych znaków alfabetu „b”, „B”, „d” i „(” (prawego nawiasu), a reszta znaków była w pojedynczych egzemplarzach. Z punktu widzenia przygotowania składu tekstu, taki zestaw jest właściwie nie do użycia – można wykorzystać te znaki jedynie do tworzenia grafiki, a nie zwartego tekstu. Jednak uroda tego kroju skłoniła nas do poszukiwania rozwiązań, które pozwoliłyby nam w przyszłości korzystać z tych czcionek. Wskazówką była sygnaturka T&G Paris [Tuleu & Girard] na bocznej ściance czcionki.
Zaczęliśmy od poszukiwania wzorników francuskich odlewni i drukarń. Uało nam się trafić na wzornik odlewni Deberny&Cie, Tuleu&Girard, Srs, „Le livret typographique; spécimen de caractères”, Paryż 1886. Tutaj na dwóch stronach odnaleźliśmy nasz krój pod nazwą Caractères Antiques-Noirs-Allonges, oferowany w wielkościach od 8 do 48 punktów. Wzornik nie pokazywał jednak całego garnituru kroju, nie znaleźliśmy go też w innych dostępnych nam wzornikach. Dodatkowo zamieszczone we wzorniku przykładowe zdania nie zawierały małej litery „b”, więc ciągle mamy dwa brakujące znaki. W tym momencie zaczęliśmy przeglądać wydawnictwa francuskie z tamtego okresu w zasobach bibliotek cyfrowych, ale do tej pory nie udało nam się natrafić na druki z wykorzystaniem kroju „Caractères Antiques-Noirs-Allonges”. Ciągle mamy mało informacji o tej czcionce i niewiele jej śladów, nie wiemy, kto ją zaprojektował i kiedy powstała. Pojawia się wiele pytań, a możliwości naszych poszukiwań ograniczają się w tym momencie do Internetu.
Niemniej jednak postanowiliśmy działać z tym co mamy i podjąć wstępne próby uzupełnienia kroju o brakujące znaki. Postanowiliśmy też opracować metodę, którą umożliwi nam dodanie brakujących liter w krojach, bądź odlewanie znaków, których mamy mało.
Po kilku rozmowach i ustaleniach nasze dalsze poszukiwania zaczęły biec dwoma torami. Jeden zakładał opracowanie metody odlewania kopii istniejących już czcionek, tak, byśmy mogli uzupełniać kroje, w których mamy komplet znaków, ale posiadamy małą liczbę poszczególnych liter. Drugi tor poszukiwań zakładał rekonstrukcję brakujących liter i dorabianie znaków diakrytycznych w oparciu o znane nam znaki z niekompletnego zbioru. Chcieliśmy znaleźć też metodę, która pozwoliłaby na dorabianie polskich znaków diakrytycznych. Podjęliśmy więc współpracę z projektantem 3D Wojciechem Miedziochą z Poligon Studio, który miał nam opracować model na podstawie przygotowywanych przez nas wymiarów czcionki i rysunków znaku pisma. Tutaj najbardziej kłopotliwe okazało się precyzyjne wymierzenie znaku, jednak metodą prób i błędów udało się nam uzyskać zadowalający i zbliżony do oryginału efekt. Gotowy model został wydrukowany na drukarce 3D, jednak nie nadawał się jako czcionka do odbijania w prasie, głównie ze względu na kruchość materiału. Niemniej jednak wydruk przydał się jako wzór do przygotowania formy, z której będzie można robić odlewy.
Równolegle former Maciej Jastrzębski pracował nad zdjęciem formy sylikonowej z istniejących czcionek i zrobieniem odlewów z różnych żywic, tak, żeby móc sprawdzić, która z nich najlepiej się sprawdzi przy kilkukrotnym użyciu w druku. Czcionki odlane w żywicy bardzo dobrze przeszły próbę druku, samodzielnie i w zestawieniu z czcionkami ołowianymi. Teraz potrzebujemy czasu, żeby sprawdzić, jak żywice będą się zachowywać przy kilkukrotnym użyciu w druku, umyciu rozcieńczalnikami, i jak będzie wyglądał proces ich utleniania. Dodatkowo Maciej zaproponował nam próbę zrobienia formy z silikonu odpornego na wysokie temperatury. To daje możliwość robienia odlewów z metalu, w przypadku czcionek to stop: ołów, cyna, antymon. Na potrzeby prób przetopiliśmy część naszego złomu zecerskiego i powstało kilka czcionek ołowianych. Po tych próbnych odlewach widzimy, że daje nam to możliwości odlewania czcionek powyżej 24 punktów, z tym, że czcionki ołowiane mają mniej ostre krawędzie niż czcionki olewane z żywicy.
Z pobocznych wątków tej historii – okazuje się, że nie jesteśmy pierwszymi śmiałkami próbującymi odlać czcionki ołowiane domowym sposobem. Ten sam proceder próbowali uprawiać francuscy drukarze (w drukarni, z której pochodzą nasze maszyny) w czasie, kiedy pracowali. Najprawdopodobniej oni, tak jak i my, robili to z naturalnej potrzeby powiększenia zapasu czcionek. Niemniej jednak ciekawa jest próba odlewania czcionek na własną rękę, w czasie, kiedy był łatwy dostęp do odlewni czcionek. W ich przypadku proceder metodą chałupniczą, bez odpowiednich narzędzi, zakończył się porażką, o której świadczy kilka znalezionych przez nas czcionek. Eksperyment drukarzy dotyczył litery „é” w 12 punktach. Na szczęście efekty tych prób przetrwały i dzisiaj możemy zobaczyć ich zmagania – widzimy w nich analogię do kierunków naszego myślenia i planów. W miarę możliwości, dalsze prace będą polegały na udoskonaleniu form odlewniczych, poszukiwaniu wzorca brakujących liter lub zaprojektowania ich w oparciu o pozostałe glify z kroju. W tym momencie jesteśmy na nieśmiałym początku drogi i jeśli uda się pokonać kolejny dystans, będziemy Was o tym informować.
Alicja Magiera, Robert Sawa, 08.04.2020